23 sie 2016

„Cause the truth is I realise that without you here life is just a lie”


Słońce wlewało się do pomieszczenia przez podłużne okna umieszczone równolegle na przeciwległych ścianach. Czuła jakby promienie wysysały z niej całe pokłady energii. Miała ochotę zwinąć się w kulkę, zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Wiedziała jak słaba była, ale miała nadzieję, że chociaż w tak ważny dla niej dzień tego nie okaże. Rozważała wyjechanie na Bahamy. W głowie układa swoje życie na tropikalnych wyspach planowała uprawiać banany i sprzedawać je na ulicznym targu. Jednak nie mogła tego zrobić. Nie miała ochoty użerać się z przeprowadzką, męczyć się ze wszystkimi formalnościami, pakować rzeczy, czy szukać nowego domu.
Jej lazurowe oczy zeszkliły się. Podziwiała wystrój pomieszczenia, przygryzając nerwowo dolną wargę. Czuła jak dłonie zaczęły drżeć, dlatego mocniej zacisnęła je na trzymanym bukiecie róż. Ten dzień miał wszystko zmienić – chciała rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu. Postanowiła, że się zmieni. Zostawi cierpienie za sobą, ponieważ wierzyła, iż wreszcie posklejała złamane serce. To była syzyfowa praca – wspomnienia wracały, zadając ciosy, których po krótkim czasie nie mogła wytrzymać, a każda najmniejsza rzecz kojarzyła się blondynce z pewną osobą. Powinna o nim zapomnieć, ale może nie chciała tego robić. Z każdą retrospekcją przychodziło cierpienie, jednak również radość. Nie potrafiła tak po prostu ruszyć do przodu, zostawiając za sobą miłość. To uczucie wciąż tliło się w jej sercu, dawało nadzieję na szczęśliwe zakończenie.
Wzięła głęboki oddech, spoglądając na najważniejszego mężczyznę w jej życiu. Nie mogła zaprzeczyć, był dla niej wszystkim. Pomógł przebrnąć przez najtrudniejszy okres. Zawsze potrafił rozśmieszyć. Uwielbiała z nim rozmawiać, ponieważ między poważne wypowiedzi wplatał żarty. Zapełnił lukę, która powstała po bolesnym rozstaniu. Chciała dla Henrika jak najlepiej, ponieważ zdecydowanie na to zasługiwał. Miała nadzieję, że w ramionach swojej przyszłej żony znajdzie szczęście.
Teraz piłeczka znalazła się po jego stronie. Milczał, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w jakiś oddalony punkt. Widziała jak zdenerwowany był. Dla niego to również był dzień, rozpoczynający całkiem nowy rozdział w życiu. Obawiał się, że podjęta przez niego decyzja okaże się fatalna w skutkach. Uważał, że zdecydował się, ale później do jego głowy zaczynały napływać czarne scenariusze.
Widziała głęboki oddech, a całe życie przebiegło jej przed oczami. Widziała wszystkie wspomnienia – te dobre i te złe. Przypomniały się dziewczynie zwycięstwa oraz porażki. Trudniejsze momenty, łatwiejsze, ale również chwile zwątpienia. Często zastanawiała się, co zmieniłoby się, gdyby podejmowała inne decyzje. Przecież jej życie mogło zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni niekoniecznie w stronę, w którą chciała. To łut szczęścia decydował o powodzeniu naszych pomysłów, wyborów.
Przestąpiła z nogi na nogę, w myślach przeklinając nowe buty. Nie miała czasu ich rozchodzić i wiedziała, że przypłaci to odciskami. Ze swojego miejsca mogła obserwować zgromadzonych. Przeniosła wzrok na płaczącą matkę, dumnego ojca oraz małego chłopca, który wywrócił życie dziewczyny do góry nogami, ale ona nie miała nic przeciwko. Za bardzo pokochała syna, choć on wyglądał jak jego rodziciel. Miał identyczny kolor oczu. Uśmiechał się w taki sam sposób, sprawiając, że jej jeszcze trudniej było zapomnieć. Robiła wszystko, co mogła, jednak to okazało się zbyt mało. W końcu poddała się, dochodząc do wniosku, że on i tak już zawsze będzie z nią.
Nie odrywała wzroku od chłopca. Uśmiech wpłynął na jej drżące od emocji ust. Bawił się samochodzikiem – tak samo jak tata uwielbiał auta. Zapowiadał, że zostanie kierowcą rajdowym, choć lubił oglądać skoki. Za każdym razem obawiała się pytań odnośnie podobieństwa do jednego z zawodników, ale na szczęście na razie nic takiego nie miało miejsca. Nie powinna oglądać zawodów, ponieważ sprawiało jej to jeszcze więcej bólu, ale nie potrafiła. Chciała zobaczyć jak sobie radził, czy to rozstanie dotknęło go równie mocno, co ją. Wprawdzie minęło już dużo czasu to ona wciąż wracała do przeszłości.
Chciała cofnąć się w czasie. Wrócić do tego, co miała jeszcze jakiś czas temu, jednak to straciła. Lawina niepowodzenia spadła na jej życie, jednak próbowała nie poddawać się. Coś podpowiadało Norweżce, że nie powinna odpuszczać. To nie było w stylu blondynki, ale w pewnym momencie ktoś inny za nią zadecydował. Nie lubiła podporządkowywać się rozkazom, tylko że w tym wypadku to jedyna opcja. Ogromnie żałowała, iż podróże w czasie nie były możliwe.
To wszystko zaczęło go przerastać. Miał ochotę zapaść się pod ziemię. Przyzwyczaił się do licznych spojrzeć, jednak wtedy bardzo mu przeszkadzały. Odnosił wrażenie jakby pozostali wywierali na nim ogromną presję. Wziął głęboki oddech, próbując zebrać wszystko w całość. Układanka powoli zaczęła nabierać sensu, decyzja, którą za chwilę miał podjąć, przestała wydawać się taką niepewną. Cień uśmiechu zamajaczył na wargach chłopaka, utwierdzając innych w przekonaniu, że on już wybrał.
― Tak – głos, który tak dobrze znała, wyrwał ją z sideł własnych myśli.
Klamka zapadła. Nie było już odwrotu. Mleko rozlało się. Nie istniała żadna droga ucieczki. Nikt nie wiedział, czy podjęte decyzje okażą się dobre. Chciała zniknąć. Ukryć się w swoim ciemnym pokoju. Zakopać w stos poduszek, żeby rozpaczać nad swoim marnym losem. Przez własne gapiostwo straciła najważniejszą osobę, a teraz ponownie próbowała odnaleźć szczęście, lecz to nie zaliczało się do prostych zadań.
Zrozumiała, że nigdy go nie zapomni. Nie potrafiła wyrzucić zdjęć, nadal stojących na półkach w sypialni. Nie usunęła wiadomości. Rozpamiętywała to, co już zdarzyło się i nigdy nie powróci – żyła przeszłością, rozkładając na czynniki pierwsze swoje postępowanie. Nie ważne jak bardzo by się starała, on stał się jej nieodłączną częścią. Wciąż miał serce blondynki, a bez niego ona nie funkcjonowała poprawnie. Próbowała je odzyskać, jednak było już za późno.
Cieszyła się, że chociaż Henrik znalazł szczęście. Ona również miała nadzieję, że jej się uda, ale tak się nie stało. Siedziała na drewnianej ławeczce, spoglądając na czarne literki wytatuowane na przedramieniu – And I know when I die, You'll be on my mind. To tekst piosenki, którą Kenneth zacytował podczas ostatniego spotkania. Łzy ponownie napłynęły jej do oczu, ale z całych sił próbowała je zatrzymać. Nie chciała płakać na weselu brata. To powinien być radosny dzień, a ona ponownie wszystko rozpamiętywała, choć obiecała sobie, że zapomni, ruszy do przodu.
Ktoś usiadł na ławce, ale nie obchodziło ją to. Odszukała w tłumie tańczących synka. Bawił się w najlepsze z bratanicą panny młodej. Dziewczynka urodziła się w tym samym roku, co Christian, więc mieli świetny kontakt. Henrik cieszył się towarzystwem świeżo upieczonej żony, ale Tulli zauważyła ciocię, która wciąż nie znalazła męża, planującą odbić go.
― Nie spodziewałaś się, że to tak się zakończy, gdy zadzwonił do ciebie, ponieważ zaprosił dziewczynę na randkę – głos, który znała aż za dobrze i ostatnimi czasy słyszała jedynie w telewizji, wyrwał ją z zamyślenia.
Obróciła głowę w kierunku intruza, mając wrażenie, że ziemia osuwała się Tulli spod stóp. Z wrażenie opadła jej szczęka, ponieważ obok niej siedział Kenneth Gangnes we własnej osobie. Zastanawiała się, czy naprawdę było z nią tak źle, ponieważ widziała coś, co nie miało miejsca. Przymknęła powieki, powoli oddychając. Gdy ponownie je otworzyła, chłopak wciąż siedział w tym samym miejscu – na szczęście nie potrzebowała wizyty u specjalisty.
― Co ty tu robisz? – głos Tulli drżał.
Od wyjazdu dziewczyny ze Słowenii nie widzieli się, nie rozmawiali, nawet nie wymienili się sms-ami. Kontakt między nimi kompletnie urwał się. Kenneth spróbował przełamać lody, wysyłając na jej nowy adres, który zdobył od martwiącego się o siostrę Henrika, pudrowe tulipany przewiązane lazurową wstążką z dołączoną kartką – It`s been raining since you left me. Now I`m drowning in the flood. You see I`ve always been a fighter but without you I give up. To bardzo ją wzruszyło i przez krótką chwilą nawet chciała do niego zadzwonić, jednak później zrezygnowała z tego pomysłu. Wtedy twierdziła, że związek z Kennethem był niemożliwy, więc odpuściła.
― Henrik zaprosił mnie na swój ślub – wzruszył ramionami jakby to była najbardziej oczywista sprawa.
Udawał spokojnego. Pod maską ukrył swoje prawdziwe emocje. W środku był roztrzęsiony. Miał ochotę rozpłakać się i przytulić Tulli, której tak długo nie widział. Minęło tyle czasu, jednak on nie ruszył do przodu. Fizjoterapeutka wciąż posiadała serce skoczka, dlatego nadal liczył na spotkanie. Pamiętał słowa Andreasa, zapewniającego go, że jeśli byli sobie pisani, na pewno ponownie spotkają się. Kolega z drużyny miał rację. Z pomocą przyszedł brat blondynki, zapraszając go na ceremonię.
Henrik miał dosyć oglądania jak Tulli cierpiała. Doskonale wiedział, że jedynie z Kennethem mogła być szczęśliwa, dlatego starał się wymyślić plan idealny, żeby po latach spotkali się. Po za tym Chris potrzebował ojca. Niedługo sam zacząłby zadawać pytania, na które Tulli miałaby problem odpowiedzieć. Liczył, że Gangnes nie ruszył do przodu – wtedy cała akcja nie miałaby by sensu.
― Ukręcę mu łeb i rzucę na pożarcie niedźwiedziom – zacisnęła dłoń w pięść, ukazując swoją złość na brata.
Choć w głębi duszy dziękowała mu za to. Przyczynił się do tego, że wreszcie ponownie spotkała miłość swojego życia. Choć wciąż twierdziła, iż związek nie był realny, to Kenneth musiał poznać prawdę. Chciała jak najlepiej dla Christiana, a odbieranie mu ojca na pewno nie dawało mu szczęścia. Kompletna rodzina pozwalała dziecku w pełni się rozwijać.
Nie wiedzieli, co sobie powiedzieć. Miedzy nimi panowała niezręczna cisza i choć próbowali ją przełamać, nie mieli pojęcia w jaki sposób. Bawiła się nerwowo palcami, nie potrafiąc spojrzeć na chłopaka. Wiedziała, że momentalnie poddałaby się jego jakiekolwiek propozycji, dlatego postąpiła bezpiecznie, oglądając swoje palce. Gangnes natomiast obserwował ją. Na pierwszy rzut oka w ogóle nie zmieniła się. Wciąż miała zaróżowione policzki i pełne, malinowe usta. Jej oczy wciąż hipnotyzowały, jednak nie dostrzegł w nich tak charakterystycznego blasku. Zrozumiał, że nie była szczęśliwa. Smutek wypełniał życie Tullippe, a on postanowił to zmienić, nawet jeśli nie mieli być razem – radość blondynki najbardziej się dla niego liczyła.
― Co tam? – przełamał ciszę, która zaczęła ciążyć tej dwójce.
― Naprawdę? – po raz pierwszy popatrzyła mu w oczy. Miała rację, ich odcień wciąż zniewalał ją z nóg. – Nie widzieliśmy się trzy pieprzone lata, a ty pytasz się, co u mnie?!
― Tak – kiwnął głową, a dziewczyna miała wrażenie, że wyjdzie z siebie i stanie obok.
Pokręciła głową, zaciskając wargi, które wcześniej drżały od napływu emocji. Wstała ze swojego dotychczasowego miejsca, rezygnując z prowadzenia jakiejkolwiek rozmowy. To nie miało sensu, a ona nie potrzebowała jeszcze bardziej się krzywdzić. Wystarczająco cierpiała, dlatego chciała odejść.
Biała, koronkowa sukienka opinała smukłe ciało dziewczyny. Sięgała połowy uda, eksponując długie oraz szczupłe nogi Tulli. Z przodu miała ozdobne wiązanie, które odsłaniało jej piersi, prawie sięgające pępka. W takim wydaniu kusiła mężczyzn. Miała czym się pochwalić i świeżo upieczona żona brata namówiła ją na pokazanie wszystkich swoich atutów. Pobudzała zmysły Kennetha. Sprawiała, że nie potrafił skupić się. Chciał ponownie poczuć jej ciało przy swoim, całując pomalowane czerwoną szminką usta panny Kristoffersen.
Szarpnął Tulli za rękę, zatrzymując przed odejściem. Dziewczyna nie spodziewała się takiego ruchu, dlatego zatoczyła się do tyłu i upadła na kolana chłopaka. Perfumy Kennetha otuliły jej nozdrza, mieszały w głowie. Spojrzała w jego oczy, których odcień tak bardzo kochała. Często zastanawiała się jaki miały kolor w rzeczywistości. Zależnie od oświetlenia stawały się niebieskie lub szaro-błękitne.
― Nie pozwolę tobie znowu odejść – szepnął, zakładając blond kosmyki za ucho.
Oparła swoje czoło o jego. Tęskniła za jego dotykiem, smakiem warg. Ponownie przeniósł ją do wyimaginowanego świata, którego nie chciała opuszczać. Kenneth był dla niej wszystkim i w tamtym momencie znowu odzyskała nadzieję na szczęśliwe zakończenie. Tak bardzo chciała go pocałować, ale wiedziała, że w ciągu trzech lat mogło wiele się zmienić. Teoretycznie mógł założyć rodzinę, zapominając o uczuciu jakim obdarzył Tulli, jednak tak nie stało się. On wciąż ją kochał, licząc, że w końcu uda im się spotkać.
Kiedy wreszcie ich usta miały złączyć się, dziecięcy płacz sprawił, że bańka pękła. Kenneth nie miał pojęcia, że to jego syn coś sobie zrobił, w ten sposób próbując zwrócić uwagę mamy oraz odreagować ból. Zdziwił się, gdy Tulli jak oparzona zerwała się ze swojego wcześniejszego miejsca, biegnąc w wysokich szpilkach w kierunku siedzącego na chodniku chłopca. Podążył za nią, ponieważ ciekawość rozsadzała go od środka. Miał okazję dowiedzieć się, co zdarzyło się w jej życiu podczas tych kilku lat rozłąki.
― Już dobrze, kochanie. Mamusia jest przy tobie. Skarbie, nie płacz, to łamie moje serce – szeptała, pocierając plecy Christiana.
Upadł, ale na szczęście nic mu się nie stało. Bardziej przestraszył się i dlatego rozpłakał się. Kenneth patrzył zdziwiony, nie mogąc w to wszystko uwierzyć. Na początku czekał aż rodziciel chłopca pojawi się, ale wystarczyło jedno spojrzenie, żeby poznał prawdę. Chris był tak do niego podobny, że nie potrzebował żadnych badań DNA. Nie mógł uwierzyć, iż miał syna. Usiadł na krawężniku, ze łzami w oczach wpatrując się w swojego potomka.
― Dlaczego mi nie powiedziałaś? – szepnął, zwracając uwagę przytulającej się dwójki.
― Nasz związek nie istniał i uważałam, że to nie miało sensu. Nie chciałam robić nadziei ani sobie, ani jemu, dlatego odpuściłam. Rik namawiał mnie, żebym do ciebie zadzwoniła, jednak za bardzo bałam się, że wyśmiejesz mnie i nie będziesz chciał mieć z nami nic wspólnego.
Malec swoimi wielkim oczami patrzył raz na mamę, raz na mężczyznę, który koło nich siedział. Był zbyt mały, żeby powiązać ze sobą fakty. Wprawdzie wiedział, że powinien mieć tatę, to nie podejrzewał o to Kennetha. Na każde pytanie na ten temat Tulli odpowiadał w taki sam sposób – wyjechał. Chrisowi było przykro, kiedy inne dzieci z przedszkola odbierali ojcowie, ale był przekonany, iż jego mama była najlepsza na calutkim świecie. Teraz był na etapie, gdy każdego poznanego mężczyznę uważał za rodziciela. Nawet raz zwrócił się w ten sposób do Henrika, ale on szybko wyprowadził go z błędu.
― Czy mogę? – Kenneth tak bardzo chciał potrzymać go w ramionach.
― To jest Kenneth, przyjaciel mamusi – skoczkowi nie spodobało się to określenie, ale nic nie powiedział. – Chciałby cię poznać, wiesz?
― Mamusiu, czy on może być moim tatusiem? – Christian miał problemy z mówieniem niektórych wyrazów, również odrobinę seplenił.
― Myślę, że musisz go o to sam zapytać.

 ***
You and me got a whole lot of history We could be the greatest team that the world has ever seen You and me got a whole lot of history So don’t let it go, we can make some more, we can live forever

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz