Słońce
wlewało się do pomieszczenia przez podłużne okna umieszczone
równolegle na przeciwległych ścianach. Czuła jakby promienie
wysysały z niej całe pokłady energii. Miała ochotę zwinąć się
w kulkę, zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Wiedziała jak
słaba była, ale miała nadzieję, że chociaż w tak ważny dla
niej dzień tego nie okaże. Rozważała wyjechanie na Bahamy. W
głowie układa swoje życie na tropikalnych wyspach –
planowała uprawiać banany i sprzedawać je na ulicznym targu.
Jednak nie mogła tego zrobić. Nie miała ochoty użerać się z
przeprowadzką, męczyć się ze wszystkimi formalnościami, pakować
rzeczy, czy szukać nowego domu.
Jej
lazurowe oczy zeszkliły się. Podziwiała wystrój pomieszczenia,
przygryzając nerwowo dolną wargę. Czuła jak dłonie zaczęły
drżeć, dlatego mocniej zacisnęła je na trzymanym bukiecie róż.
Ten dzień miał wszystko zmienić – chciała rozpocząć nowy
rozdział w swoim życiu. Postanowiła, że się zmieni. Zostawi
cierpienie za sobą, ponieważ wierzyła, iż wreszcie posklejała
złamane serce. To była syzyfowa praca – wspomnienia wracały,
zadając ciosy, których po krótkim czasie nie mogła wytrzymać, a
każda najmniejsza rzecz kojarzyła się blondynce z pewną osobą.
Powinna o nim zapomnieć, ale może nie chciała tego robić. Z
każdą retrospekcją przychodziło cierpienie, jednak również
radość. Nie potrafiła tak po prostu ruszyć do przodu, zostawiając
za sobą miłość. To uczucie wciąż tliło się w jej sercu,
dawało nadzieję na szczęśliwe zakończenie.
Wzięła
głęboki oddech, spoglądając na najważniejszego mężczyznę w
jej życiu. Nie mogła zaprzeczyć, był dla niej wszystkim. Pomógł
przebrnąć przez najtrudniejszy okres. Zawsze potrafił rozśmieszyć.
Uwielbiała z nim rozmawiać, ponieważ między poważne wypowiedzi
wplatał żarty. Zapełnił lukę, która powstała po bolesnym
rozstaniu. Chciała dla Henrika jak najlepiej, ponieważ zdecydowanie
na to zasługiwał. Miała nadzieję, że w ramionach swojej
przyszłej żony znajdzie szczęście.
Teraz
piłeczka znalazła się po jego stronie. Milczał, wpatrując się
nieobecnym wzrokiem w jakiś oddalony punkt. Widziała jak
zdenerwowany był. Dla niego to również był dzień, rozpoczynający
całkiem nowy rozdział w życiu. Obawiał się, że podjęta przez
niego decyzja okaże się fatalna w skutkach. Uważał, że
zdecydował się, ale później do jego głowy zaczynały napływać
czarne scenariusze.
Widziała
głęboki oddech, a całe życie przebiegło jej przed oczami.
Widziała wszystkie wspomnienia – te dobre i te złe. Przypomniały
się dziewczynie zwycięstwa oraz porażki. Trudniejsze momenty,
łatwiejsze, ale również chwile zwątpienia. Często zastanawiała
się, co zmieniłoby się, gdyby podejmowała inne decyzje. Przecież
jej życie mogło zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni
niekoniecznie w stronę, w którą chciała. To łut szczęścia
decydował o powodzeniu naszych pomysłów, wyborów.
Przestąpiła
z nogi na nogę, w myślach przeklinając nowe buty. Nie miała czasu
ich rozchodzić i wiedziała, że przypłaci to odciskami. Ze swojego
miejsca mogła obserwować zgromadzonych. Przeniosła wzrok na
płaczącą matkę, dumnego ojca oraz małego chłopca, który
wywrócił życie dziewczyny do góry nogami, ale ona nie miała nic
przeciwko. Za bardzo pokochała syna, choć on wyglądał jak jego
rodziciel. Miał identyczny kolor oczu. Uśmiechał się w taki sam
sposób, sprawiając, że jej jeszcze trudniej było zapomnieć.
Robiła wszystko, co mogła, jednak to okazało się zbyt mało. W
końcu poddała się, dochodząc do wniosku, że on i tak już zawsze
będzie z nią.
Nie
odrywała wzroku od chłopca. Uśmiech wpłynął na jej drżące od
emocji ust. Bawił się samochodzikiem – tak samo jak tata
uwielbiał auta. Zapowiadał, że zostanie kierowcą rajdowym, choć
lubił oglądać skoki. Za każdym razem obawiała się pytań
odnośnie podobieństwa do jednego z zawodników, ale na szczęście
na razie nic takiego nie miało miejsca. Nie powinna oglądać
zawodów, ponieważ sprawiało jej to jeszcze więcej bólu, ale nie
potrafiła. Chciała zobaczyć jak sobie radził, czy to rozstanie
dotknęło go równie mocno, co ją. Wprawdzie minęło już dużo
czasu to ona wciąż wracała do przeszłości.
Chciała
cofnąć się w czasie. Wrócić do tego, co miała jeszcze jakiś
czas temu, jednak to straciła. Lawina niepowodzenia spadła na jej
życie, jednak próbowała nie poddawać się. Coś podpowiadało
Norweżce, że nie powinna odpuszczać. To nie było w stylu
blondynki, ale w pewnym momencie ktoś inny za nią zadecydował. Nie
lubiła podporządkowywać się rozkazom, tylko że w tym wypadku to
jedyna opcja. Ogromnie żałowała, iż podróże w czasie nie były
możliwe.
To
wszystko zaczęło go przerastać. Miał ochotę zapaść się pod
ziemię. Przyzwyczaił się do licznych spojrzeć, jednak wtedy
bardzo mu przeszkadzały. Odnosił wrażenie jakby pozostali
wywierali na nim ogromną presję. Wziął głęboki oddech, próbując
zebrać wszystko w całość. Układanka powoli zaczęła nabierać
sensu, decyzja, którą za chwilę miał podjąć, przestała wydawać
się taką niepewną. Cień uśmiechu zamajaczył na wargach
chłopaka, utwierdzając innych w przekonaniu, że on już wybrał.
―
Tak – głos, który tak dobrze znała, wyrwał ją z sideł
własnych myśli.
Klamka
zapadła. Nie było już odwrotu. Mleko rozlało się. Nie istniała
żadna droga ucieczki. Nikt nie wiedział, czy podjęte decyzje okażą
się dobre. Chciała zniknąć. Ukryć się w swoim ciemnym pokoju.
Zakopać w stos poduszek, żeby rozpaczać nad swoim marnym losem.
Przez własne gapiostwo straciła najważniejszą osobę, a teraz
ponownie próbowała odnaleźć szczęście, lecz to nie zaliczało
się do prostych zadań.
Zrozumiała,
że nigdy go nie zapomni. Nie potrafiła wyrzucić zdjęć, nadal
stojących na półkach w sypialni. Nie usunęła wiadomości.
Rozpamiętywała to, co już zdarzyło się i nigdy nie powróci –
żyła przeszłością, rozkładając na czynniki pierwsze swoje
postępowanie. Nie ważne jak bardzo by się starała, on stał się
jej nieodłączną częścią. Wciąż miał serce blondynki, a bez
niego ona nie funkcjonowała poprawnie. Próbowała je odzyskać,
jednak było już za późno.
Cieszyła
się, że chociaż Henrik znalazł szczęście. Ona również miała
nadzieję, że jej się uda, ale tak się nie stało. Siedziała na
drewnianej ławeczce, spoglądając na czarne literki wytatuowane na
przedramieniu – And I know
when I die, You'll be on my mind. To
tekst piosenki, którą Kenneth zacytował podczas ostatniego
spotkania. Łzy ponownie napłynęły jej do oczu, ale z całych sił
próbowała je zatrzymać. Nie chciała płakać na weselu brata. To
powinien być radosny dzień, a ona ponownie wszystko rozpamiętywała,
choć obiecała sobie, że zapomni, ruszy do przodu.
Ktoś
usiadł na ławce, ale nie obchodziło ją to. Odszukała w tłumie
tańczących synka. Bawił się w najlepsze z bratanicą panny
młodej. Dziewczynka urodziła się w tym samym roku, co Christian,
więc mieli świetny kontakt. Henrik cieszył się towarzystwem
świeżo upieczonej żony, ale Tulli zauważyła ciocię, która
wciąż nie znalazła męża, planującą odbić go.
―
Nie spodziewałaś się, że to tak się zakończy, gdy zadzwonił do
ciebie, ponieważ zaprosił dziewczynę na randkę – głos, który
znała aż za dobrze i ostatnimi czasy słyszała jedynie w
telewizji, wyrwał ją z zamyślenia.
Obróciła
głowę w kierunku intruza, mając wrażenie, że ziemia osuwała się Tulli spod stóp. Z wrażenie opadła jej szczęka, ponieważ obok niej
siedział Kenneth Gangnes we własnej osobie. Zastanawiała się, czy
naprawdę było z nią tak źle, ponieważ widziała coś, co nie
miało miejsca. Przymknęła powieki, powoli oddychając. Gdy
ponownie je otworzyła, chłopak wciąż siedział w tym samym
miejscu – na szczęście nie potrzebowała wizyty u specjalisty.
―
Co ty tu robisz? – głos Tulli drżał.
Od
wyjazdu dziewczyny ze Słowenii nie widzieli się, nie rozmawiali,
nawet nie wymienili się sms-ami. Kontakt między nimi kompletnie
urwał się. Kenneth spróbował przełamać lody, wysyłając na jej
nowy adres, który zdobył od martwiącego się o siostrę Henrika,
pudrowe tulipany przewiązane lazurową wstążką z dołączoną
kartką – It`s been raining since you left me. Now I`m drowning
in the flood. You see I`ve always been a fighter but without you I
give up. To bardzo ją wzruszyło i przez krótką chwilą nawet
chciała do niego zadzwonić, jednak później zrezygnowała z tego
pomysłu. Wtedy twierdziła, że związek z Kennethem był
niemożliwy, więc odpuściła.
―
Henrik zaprosił mnie na swój ślub – wzruszył ramionami jakby to
była najbardziej oczywista sprawa.
Udawał
spokojnego. Pod maską ukrył swoje prawdziwe emocje. W środku był
roztrzęsiony. Miał ochotę rozpłakać się i przytulić Tulli,
której tak długo nie widział. Minęło tyle czasu, jednak on nie
ruszył do przodu. Fizjoterapeutka wciąż posiadała serce skoczka,
dlatego nadal liczył na spotkanie. Pamiętał słowa Andreasa,
zapewniającego go, że jeśli byli sobie pisani, na pewno ponownie
spotkają się. Kolega z drużyny miał rację. Z pomocą przyszedł
brat blondynki, zapraszając go na ceremonię.
Henrik
miał dosyć oglądania jak Tulli cierpiała. Doskonale wiedział, że
jedynie z Kennethem mogła być szczęśliwa, dlatego starał się
wymyślić plan idealny, żeby po latach spotkali się. Po za tym
Chris potrzebował ojca. Niedługo sam zacząłby zadawać pytania,
na które Tulli miałaby problem odpowiedzieć. Liczył, że Gangnes
nie ruszył do przodu – wtedy cała akcja nie miałaby by sensu.
―
Ukręcę mu łeb i rzucę na pożarcie niedźwiedziom – zacisnęła
dłoń w pięść, ukazując swoją złość na brata.
Choć
w głębi duszy dziękowała mu za to. Przyczynił się do tego, że
wreszcie ponownie spotkała miłość swojego życia. Choć wciąż
twierdziła, iż związek nie był realny, to Kenneth musiał poznać
prawdę. Chciała jak najlepiej dla Christiana, a odbieranie mu ojca
na pewno nie dawało mu szczęścia. Kompletna rodzina pozwalała
dziecku w pełni się rozwijać.
Nie
wiedzieli, co sobie powiedzieć. Miedzy nimi panowała niezręczna
cisza i choć próbowali ją przełamać, nie mieli pojęcia w jaki
sposób. Bawiła się nerwowo palcami, nie potrafiąc spojrzeć na chłopaka. Wiedziała, że momentalnie poddałaby się jego
jakiekolwiek propozycji, dlatego postąpiła bezpiecznie, oglądając
swoje palce. Gangnes natomiast obserwował ją. Na pierwszy rzut oka
w ogóle nie zmieniła się. Wciąż miała zaróżowione policzki i
pełne, malinowe usta. Jej oczy wciąż hipnotyzowały, jednak nie
dostrzegł w nich tak charakterystycznego blasku. Zrozumiał, że nie
była szczęśliwa. Smutek wypełniał życie Tullippe, a on
postanowił to zmienić, nawet jeśli nie mieli być razem – radość
blondynki najbardziej się dla niego liczyła.
―
Co tam? – przełamał ciszę, która zaczęła ciążyć tej
dwójce.
―
Naprawdę? – po raz pierwszy popatrzyła mu w oczy. Miała rację,
ich odcień wciąż zniewalał ją z nóg. – Nie widzieliśmy się
trzy pieprzone lata, a ty pytasz się, co u mnie?!
―
Tak – kiwnął głową, a dziewczyna miała wrażenie, że wyjdzie
z siebie i stanie obok.
Pokręciła
głową, zaciskając wargi, które wcześniej drżały od napływu
emocji. Wstała ze swojego dotychczasowego miejsca, rezygnując z
prowadzenia jakiejkolwiek rozmowy. To nie miało sensu, a ona nie
potrzebowała jeszcze bardziej się krzywdzić. Wystarczająco
cierpiała, dlatego chciała odejść.
Biała,
koronkowa sukienka opinała smukłe ciało dziewczyny. Sięgała
połowy uda, eksponując długie oraz szczupłe nogi Tulli. Z przodu
miała ozdobne wiązanie, które odsłaniało jej piersi, prawie
sięgające pępka. W takim wydaniu kusiła mężczyzn. Miała czym
się pochwalić i świeżo upieczona żona brata namówiła ją na
pokazanie wszystkich swoich atutów. Pobudzała zmysły Kennetha.
Sprawiała, że nie potrafił skupić się. Chciał ponownie poczuć
jej ciało przy swoim, całując pomalowane czerwoną szminką usta
panny Kristoffersen.
Szarpnął
Tulli za rękę, zatrzymując przed odejściem. Dziewczyna nie
spodziewała się takiego ruchu, dlatego zatoczyła się do tyłu i
upadła na kolana chłopaka. Perfumy Kennetha otuliły jej nozdrza,
mieszały w głowie. Spojrzała w jego oczy, których odcień tak
bardzo kochała. Często zastanawiała się jaki miały kolor w
rzeczywistości. Zależnie od oświetlenia stawały się niebieskie
lub szaro-błękitne.
―
Nie pozwolę tobie znowu odejść – szepnął, zakładając blond
kosmyki za ucho.
Oparła
swoje czoło o jego. Tęskniła za jego dotykiem, smakiem warg.
Ponownie przeniósł ją do wyimaginowanego świata, którego nie
chciała opuszczać. Kenneth był dla niej wszystkim i w tamtym
momencie znowu odzyskała nadzieję na szczęśliwe zakończenie. Tak
bardzo chciała go pocałować, ale wiedziała, że w ciągu trzech
lat mogło wiele się zmienić. Teoretycznie mógł założyć
rodzinę, zapominając o uczuciu jakim obdarzył Tulli, jednak tak
nie stało się. On wciąż ją kochał, licząc, że w końcu uda im
się spotkać.
Kiedy
wreszcie ich usta miały złączyć się, dziecięcy płacz sprawił,
że bańka pękła. Kenneth nie miał pojęcia, że to jego syn coś
sobie zrobił, w ten sposób próbując zwrócić uwagę mamy oraz
odreagować ból. Zdziwił się, gdy Tulli jak oparzona zerwała się
ze swojego wcześniejszego miejsca, biegnąc w wysokich szpilkach w
kierunku siedzącego na chodniku chłopca. Podążył za nią,
ponieważ ciekawość rozsadzała go od środka. Miał okazję
dowiedzieć się, co zdarzyło się w jej życiu podczas tych kilku
lat rozłąki.
―
Już dobrze, kochanie. Mamusia jest przy tobie. Skarbie, nie płacz,
to łamie moje serce – szeptała, pocierając plecy Christiana.
Upadł,
ale na szczęście nic mu się nie stało. Bardziej przestraszył się
i dlatego rozpłakał się. Kenneth patrzył zdziwiony, nie mogąc w
to wszystko uwierzyć. Na początku czekał aż rodziciel chłopca
pojawi się, ale wystarczyło jedno spojrzenie, żeby poznał prawdę.
Chris był tak do niego podobny, że nie potrzebował żadnych badań
DNA. Nie mógł uwierzyć, iż miał syna. Usiadł na krawężniku,
ze łzami w oczach wpatrując się w swojego potomka.
―
Dlaczego mi nie powiedziałaś? – szepnął, zwracając uwagę
przytulającej się dwójki.
―
Nasz związek nie istniał i uważałam, że to nie miało sensu. Nie
chciałam robić nadziei ani sobie, ani jemu, dlatego odpuściłam.
Rik namawiał mnie, żebym do ciebie zadzwoniła, jednak za bardzo
bałam się, że wyśmiejesz mnie i nie będziesz chciał mieć z
nami nic wspólnego.
Malec swoimi wielkim oczami patrzył raz na mamę, raz na mężczyznę,
który koło nich siedział. Był zbyt mały, żeby powiązać ze
sobą fakty. Wprawdzie wiedział, że powinien mieć tatę, to nie
podejrzewał o to Kennetha. Na każde pytanie na ten temat Tulli
odpowiadał w taki sam sposób – wyjechał. Chrisowi było przykro,
kiedy inne dzieci z przedszkola odbierali ojcowie, ale był
przekonany, iż jego mama była najlepsza na calutkim świecie. Teraz
był na etapie, gdy każdego poznanego mężczyznę uważał za
rodziciela. Nawet raz zwrócił się w ten sposób do Henrika, ale on
szybko wyprowadził go z błędu.
―
Czy mogę? – Kenneth tak bardzo chciał potrzymać go w ramionach.
―
To jest Kenneth, przyjaciel mamusi – skoczkowi nie spodobało się
to określenie, ale nic nie powiedział. – Chciałby cię poznać,
wiesz?
―
Mamusiu, czy on może być moim tatusiem? – Christian miał
problemy z mówieniem niektórych wyrazów, również odrobinę
seplenił.
―
Myślę, że musisz go o to sam zapytać.
***
You and me got a whole lot of history We could be the greatest team that the world has ever seen You and me got a whole lot of history So don’t let it go, we can make some more, we can live forever