7 maj 2016

„Just the thought of you gets me so high”


 Wyszli z hali odlotów, żegnając się. Cieszyli się z powrotu do Norwegii, byli zmęczeni trudami Turnieju Czterech Skoczni. Z resztą sezon powoli też zaczął dawać im siwe znaki, a nawet jeszcze nie dotarli do półmetku. W następny weekend miały odbyć się Mistrzostwa Świata w Lotach, więc zawodnicy musieli odpowiednio zregenerować się. Dlatego trener kazał im jak najszybciej wrócić do domów, żeby cieszyć się kilkoma dniami wolnymi przed drugą najważniejszą imprezą sezonu.
Życzyli sobie miłego wypoczynku, odchodząc każdy w swoim kierunku. Pomachali na pożegnanie, a później część z nich wpadła w objęcia bliskich, a pozostali ze spuszczonymi głowami wychodzili z gmachu hali przylotów lotniska w Oslo.
Tulli poszła w kierunku parkingu, mając nadzieję, że jej brat zostawił tam samochód. To on przywiózł dziewczynę na lotnisko, a sam wrócił do Lillehammer, ponieważ wylatywał do Włoch dużo później. Ciągnęła za sobą wielką walizkę, szukając w przepastnej torbie podręcznej telefonu. Wybrała numer Henrika, modląc się, żeby chłopak nie miał treningu lub nie leciał akurat samolotem. Niestety, jej brat nie odbierał. Miała ochotę rzucić urządzeniem o asfalt, żeby wyładować swoją złość na chłopaka. Utwierdzała się w przekonaniu, że Henrik nie pomyślał i nie zostawił samochodu na parkingu. Pewnie na lotnisko przywiózł go tata. Obiecała sobie, że oderwie głowę blondynowi przy ich następnym spotkaniu.
― Mogę się z tobą zabrać? – zapytała Kennetha, który szedł kawałek za nią.
Ich jedyne rozmowy od spotkania w Oberstdorfie dotyczyły skoków, czyli pracy. Kilka razy wymienili swoje opinie na temat wystroju hotelu lub smaku niektórych potraw. Pozostali zawodnicy czuli napięcie, które pojawiło się w ich kadrze na początku turnieju. Choć nie wiedzieli, co było tego powodem, chcieli to naprawić. Źle pracowało się w takiej atmosferze.
― Jasne i tak mieszkasz w tym samym bloku, co ja – uśmiechnął się, ale nie tak jak uwielbiała, lecz sztucznie.
Do samochodu doszli w ciszy. Wrzucili walizki do bagażnika, a sprzęt narciarski Kennetha został umieszczony na tylnych siedzeniach. Chłopak wyjechał z parkingu lotniska, włączając ogrzewanie. W środku panowała taka sama temperatura jak na zewnątrz, a zimna skóra nieprzyjemnie chłodziła całe ciało. Tullippe drżała z zimna, trzymając zmrożone dłonie przy dmuchawach.
Kilka razy otwierała usta, żeby zacząć rozmowę, ale jej język został związany – przypominał najlepiej wykonany supeł przez doświadczonego żeglarza. Chciała coś powiedzieć, jednak ich relacja była w ruinie. Dziewczyna potrzebowała skoczka w swoim życiu. Niestety, aktualna sytuacja zmusiła ją do skreślenia jakiejkolwiek możliwości związku. Kenneth przez ten krótki czas stał się bardzo ważną dla niej osobą, a gdy nie rozmawiali od jakiegoś czasu jej nastrój był dużo gorszy. Chodziła zła na cały świat. Irytowała się szybko. Kiedy przypominała sobie, co się stało, smuciła się. Nie potrafiła się skupić.
Obserwowała skupionego Gangnesa. Odnosiła wrażenie, że denerwował się. Zaciskał szczękę jakby chciał powstrzymać się przed rozpoczęciem rozmowy. Jedną rękę opierał o drzwi, a palce drugiej ciasno zacisnęły się na skórzanej kierownicy. Jego brązowe włosy ukrywała czapka z daszkiem założona tyłem do przodu. Reprezentacyjną kurtkę rzucił na tylne siedzenia i został w czarnej bluzie z kapturem. Wiedział, że mu się przyglądała. Lubił to zainteresowanie, które chciała mu dać, jednak nie mogła. W samochodzie panowała pełna niewypowiedzianych zdań cisza przerywana jedynie przez cicho grające radio. Obydwoje bardzo siebie potrzebowali. Znajdowali się tak blisko siebie, a jednak tak daleko. Pragnęli się, a napięcie wypełniające wnętrze samochodu powoli przejmowało nad nimi władzę.
Czuła się jak tchórz. Wmawiała sobie, że kończąc to, co między nimi było, robiła dobrze dla siebie, jednak w rzeczywistości w ten sposób również się raniła. Wybrała prostsze rozwiązanie, chroniące ją przed bólem. Z jednej strony zdecydowała dobrze, z drugiej nie podjęła ryzyka. Gra była warta świeczki, doskonale to wiedziała, ale ona bała się. Rozum wciąż podsuwał Tulli możliwe scenariusze, każdy następny gorszy od poprzedniego. Gubiła się we własnych uczuciach, kłębiące myśli wydawały się niezrozumiałe.
Wierciła się niespokojnie na swoim fotelu. Odnosiła wrażenie, że lada chwila jej pęcherz eksploduje. Pluła sobie w brodę za wypicie całej półlitrowej butelki wody, jednak wtedy w gardle aż paliło ją z pragnienia. Stukała palcami o fotel, doprowadzając Kennetha do szewskiej pasji. Zastanawiał się, czy dziewczyna nie mogła w spokoju usiedzieć. Może miała owsiki albo niepotwierdzone przez żadnego lekarza ADHD.
― Zatrzymasz się na stacji? Potrzebuję pójść do toalety – poprosiła, przerywając uciążliwą ciszę, której obydwoje mieli dość.
― Nie wytrzymasz? – odchrząknął, kiedy usłyszał jak jego głos był zachrypnięty. – Nie zostało już dużo.
― Nie wygram z moim pęcherzem – wzruszyła ramionami.
Zatrzymał się na najbliższym zajeździe. Zatankował auto, a dziewczyna w tym czasie załatwiła potrzebę. Tulli spojrzała na swoje zmęczone odbicie w brudnym lustrze. Widziała wory pod oczami, które nie sprawiały, że wyglądała atrakcyjnie. Jej włosy oklapły pozbawione jakiegokolwiek blasku. Paznokcie, zrobione przed świętami u kosmetyczki, połamały się. Na pierwszy rzut oka można było zauważyć, że nie wysypiała się, a w dzień dużo stresowała.
Kenneth bezmyślnie przewijał stronę główną jednego z portali społecznych, na którym miał profil. Oglądał kolejne zdjęcia publikowane przez różne osoby. Sam dodał jedno z ostatniego konkursu, gratulując w opisie Peterowi zwycięstwa w Willingen i całym Turnieju Czterech Skoczni. Z założonymi rękami na klatce piersiowej opierał się o maskę samochodu. Obserwował przewijające się przez stację osoby, wybijając stopą jakiś rytm. Tulli wyszła z budynku z kubkiem kawy. Przyglądał się jej szczupłej sylwetce, powoli idącej w jego kierunku. Delikatny wiatr rozwiewał włosy dziewczyny. Miała zaczerwienione policzki, a w oczach Norweżki nie dostrzegł charakterystycznego blasku, który uwielbiał. Naciągnęła rękaw bluzy na dłoń, ponieważ nie zdążyła założyć kurtki, gdy wcześniej wybiegła na stację benzynową zbyt skupiona na potrzebie, żeby pamiętać o okryciu wierzchnim. Wsiedli ponownie do auta, ruszając w dalszą drogę. Do Lillehammer została jeszcze niecała godzina, więc mieli nadzieję, że minie to bardzo szybko.
Kenneth praktycznie wyrwał Tullippe papierowy kubek z logiem stacji z rąk i upił łyk. Kawa zawsze poprawiała mu humor. Nie wyobrażał sobie dnia bez choćby jednej filiżanki, wtedy stawał się bardzo nieznośny i humorzasty. Najczęściej pił espresso, które potrafiło postawić na nogi nawet po nieprzespanej nocy. Lubił również inne rodzaje, ale ta mocna, bez żadnych dodatków najbardziej przypadła mu do gustu.
― Hej! To było moje – krzyknęła zdenerwowana.
― A gdzie moja? – zapytał, wydymając dolną wargę.
― Myślałam, że już swoją wypiłeś. Jesteś wkurzający, gdy nie wypijesz rano kawy – wzruszyła ramionami, odbierając gorący kubek z rąk skoczka.
― Nie miałem czasu i oczekiwałem, że moja wspaniałomyślna koleżanka pomyśli również o mnie – uśmiechnął się w sposób jaki najbardziej uwielbiała.
― Nadzieja matką głupich – zaśmiała się. – To teraz jestem twoją koleżanką?
― Nie chciałaś być kochanką, możesz zostać koleżanką – puścił jej oczko.

Sterta brudnych ubrań leżała w rogu łazienki. Część zmieściła się jeszcze w koszu, ale pozostałe wypadły na podłogę. Patrzyła na kupkę, próbując zabrać się za robienie prania, ale szło jej to opornie. Przypominały się pannie Kristoffersen te wszystkie razy, gdy na letnich wakacjach u dziadków wieszała świeżo wyprane rzeczy razem z babcią. Słońce świeciło prosto w twarz, opalając dziewczynkę, a starsza kobieta opowiadała anegdotki z młodzieńczych lat. Jednak z biegiem czasu znienawidziła tę czynność, zabierała się za nią w ostateczności.
Wpakowała do pralki ciemne ubrania, których było najwięcej. Nacisnęła odpowiednie przyciski i zadowolona, że poszło tak szybko wyszła z łazienki, jednak czekało ją jeszcze rozwieszenie już czystych rzeczy.
Opadła na kanapę, zastanawiając się, co mogłaby zrobić. Lubiła lenistwo, jednak nie była przyzwyczajona do zwykłego obijania się. Jej praca zajmowała większość czasu. Tulli nie miała nic przeciwko temu, ponieważ naprawdę ją lubiła, ale zdarzało się, że wypompowywała z niej całą energię.
Przełączała kanały, rozważając czy zamówienie pizzy oraz zakupy spożywcze przez internet to najlepszy pomysł. Nie miała nastroju na wychodzenie z mieszkania, a lodówka świeciła pustkami. Sięgnęła po laptopa, leżącego na drewnianym stoliku. Niestety, bateria była rozładowana. Zrezygnowała z kupowania produktów i wróciła do oglądania telewizji.
Komentowała kolejne zdjęcia z sesji pokazywanej w tym odcinku norweskiego Top Model. Mimo że śledziła serial dopiero kilkadziesiąt minut, to już miała swoje faworytki i dziewczyny, które wręcz działały jej na nerwy. W oczekiwaniu na zamówioną chińszczyznę zajadała się maślanym popcornem – tylko to znalazła w swoich szafkach. Zdecydowała się właśnie na nią, ponieważ numer do restauracji znajdował się wyżej na liście kontaktów niż do pizzerii.
Wieczór minął jej bardzo szybko. Wcześniej, zaraz po zjedzeniu kolacji, udała się do łazienki. Wzięła długą kąpiel, a do wody wlała różnego rodzaju olejków, żeby zregenerować swoje ciało. Zrobiła sobie peeling. Umyła głowę, używając wszystkich odżywek jakie tylko miała. Nałożyła na buzię maseczkę, wcierając brzoskwiniowy balsam z drobinkami. Szybko poszła do łóżka, żeby nadrobić stracone godziny snu. Skoro miała wolne mogła odespać. Potrzebowała tej regeneracji, którą zafundowała sobie w łazience. Włosy nabrały objętości. Skóra znowu miała naturalny kolor. Jeszcze wory pod oczami zostały, ale odpowiednia ilość snu powinna załatwić sprawę.

Wolne dni zawsze były piękne. Przeciągnęła się, delektując się ciszą panują w mieszkaniu. Promienie słońca wpadały do pomieszczenia przez niezasłonięte okno wprost na łóżko. Przekręciła się na drugą stronę, układając głowę na skrzyżowanych rękach. Czuła zapach cynamonu, którym zawsze pachniało w jej apartamencie, ponieważ uwielbiała świeczki o takim smaku.
Powoli zsunęła się z materaca. Bosymi stopami stąpała po panelach, dziękując sobie, że zdecydowała się na remont ostatniego lata i fachowcy zamontowali ogrzewanie podłogowe. Weszła pod prysznic, delektując się tym spokojem. Nigdzie się nie spieszyła, mogła każdą czynność wykonywać wręcz z namaszczeniem.
Lubiła to odprężenie, które zapewniały krople, dlatego spędziła pod prysznicem dużo więcej czasu niż zazwyczaj. Ciepła woda sprawiała, że nie miała ochoty nigdy opuszczać kabiny. Owinęła się puchowym ręcznikiem, zabierając się za mycie zębów. Ubrała czarne legginsy oraz niebieską bluzkę na cienkich ramiączkach. Zrezygnowała z grubej bluzy, ponieważ w mieszkaniu było naprawdę ciepło. Nie planowała robić niczego produktywnego. Chciała leżeć na kanapie lub w łóżku, czytając książkę albo oglądając telewizję.
Powiesiła mokry ręcznik na grzejniku i opuściła łazienkę. Kiedy miała rzucić się na łóżko, przypomniała sobie, że lodówka świeciła pustkami, więc musiała opuścić swoje przytulne mieszkanie. Nie miała na to nastroju, jednak za bardzo lubiła jedzenie. Głośno westchnęła, przewracając się z boku na bok. Postanowiła, że śniadanie zje na mieście i przy okazji zrobi zakupy spożywcze. Przymknęła powieki zadowolona, że mogła jeszcze chwilę spędzić w łóżku. Nie była głodna, więc cieszyła się błogim lenistwem.
Pukanie do drzwi przerwało jej sielankę. Odrzuciła telefon na bok, kierując się do przedpokoju, żeby otworzyć gościowi. Zobaczyła Kennetha, ubranego jakby przed chwilą wrócił z porannego biegania – miał na sobie czarne legginsy z odblaskowymi paskami na łydkach, tego samego koloru rozpiętą kurtkę softshell, spod której wystawała niebieski koszulka termoaktywna oraz ukochane buty do biegania. Opierał się o framugę, trzymając papierową torbę w jednej dłoni, a w drugiej tackę z jeszcze parującą kawą. Uśmiechnął się czarująco i uniósł rękę do góry. Wszedł do środka, skanując ciało dziewczyny.
― Jak się masz, Tullippe? – jej imię w jego ustach brzmiało zupełnie inaczej. Mogło do końca życia słuchać jak je wypowiadał.
Zniknął w kuchni, a wraz z nim po mieszkaniu roznosił się zapach świeżo parzonej kawy, jeszcze ciepłych pączków oraz perfum, które mieszały Tullippe w głowie. Zatrzasnęła drewnianą płytę i poszła za chłopakiem. Zastała go, rozpakowującego torby z jedzeniem. Usiadła na blacie bardzo blisko chłopaka. Machała nogami, zaciągając się zapachem pysznego śniadania.
Znał ją aż za dobrze. Wiedział, że po powrocie do domu po konkursach nie miała nic w lodówce. Tulli nie chciało się wieczorem pójść na zakupy, więc zamówiła coś na wynos i prawdopodobnie wszystko zjadła, więc nie mogła tego dokończyć na śniadanie. Mieszkał piętro niżej, dlatego postanowił po porannym bieganiu odwiedzić ich ulubioną kawiarenkę na rogu ulicy. Wybrał ukochane pączki dziewczyny z konfiturą różaną oraz lukrem. Kupił również kawę, ponieważ świetnie zdawał sobie, że pewnie nie wstała jeszcze z łóżka, a może ziaren na przygotowanie czarnego napoju również nie posiadała.
― Mhm, pyszne – powiedziała, kiedy ugryzła pączka podanego przez Kennetha. Oblizała usta, delektując się rozpływającą się w ustach konfiturą. – Wiesz, co lubię.
Pił swoją kawę, obserwując dziewczynę. Jej blond włosy były nieułożone, całkowicie roztrzepane. Lazurowe oczy błyszczały z podekscytowania jedzeniem. Bluzka w kolorze tęczówek Tulli odsłaniała kawałek brzucha. Miała brzoskwiniowe ramiączka, a jedno z nich zsuwało się z jej ramienia. Czarne legginsy opinały długie i szczupłe nogi Norweżki. Wyobrażał sobie pośladki Tullippe w tych spodniach – musiały prezentować się znakomicie, zapierać dech w piersiach. Pociągała go, doskonale to wiedział. Lubił ją w takim wydaniu, mógłby oglądać taką zawsze. Oddychał powoli, zaciskając palce na papierowym kubku. Próbował skupić się na swoim pączku, ale widok blondynki był dużo bardziej interesujący. Krew szybciej płynęła w żyłach, szumiało mu w uszach. Serce jakby lada moment miało wyskoczyć z piersi, odnosił wrażenie, że ona również słyszała jego bicie. Zassał dolną wargę, a kolejna fala obrazów podsuniętych przez wyobraźnię skłoniła go do zrobienia pierwszego kroku. Znalazł się na granicy, dlatego postanowił działać – nie miał wyboru.
― Powinniśmy porozmawiać – powiedzieli w tym samym momencie. Uśmiechnęli się, a Kenneth pozwolił mówić jej pierwszej.
― Chyba nie nadaję się na przyjaźń z tobą, wiesz? – kończyła swoją kawę. Nie patrzyła jemu w oczy. Nie potrafiła tego zrobić i jednocześnie opowiadać o swoich uczuciach. – Jedyną rzeczą o jakiej mogę myśleć są twoje usta, jak idealnie współgrają z moimi. Chyba...
Zrobił krok do przodu, stając między nogami dziewczyny. Ich usta dzieliły centymetry. Z tak małej odległości mógł dostrzec jak idealna jej twarz była – nie miała żadnej skazy. Zauważył zielone plamki na błękitnych tęczówkach oraz kilka piegów na małym nosku. Miętowy oddech Tulli otulał jego policzki. Czuł zapach żelu pod prysznic blondynki – pachniał w ten sam sposób, co perfumy, których używała. Fizjoterapeutka była jedyną rzeczą o jakiej mógł myśleć.
― O czym jeszcze myślisz? – zniżył głos. Chciał, żeby blondynka miała ciarki, udało mu się. – Powiedz mi, Tullippe.
Przełknęła ślinę, próbując pozbyć się wielkiej guli ze swojego gardła. Zacisnęła dłonie na blacie, choć tak naprawdę chciała dotykać nimi każdego milimetra ciała skoczka. Oddychała powoli, mając nadzieję, że spokój oraz opanowanie wrócą do niej. Potrzebowała samokontroli, ale bliskość Kennetha utrudniała jej to. Oczy dziewczyny obserwowały spierzchnięte wargi chłopaka, które zwilżał co jakiś czas koniuszkiem języka. Nie potrafiła zebrać myśli. Powoli rozumiała, że dalsza walka nie miała sensu. Wreszcie dostrzegła prawdę – nieważne jak długo by walczyła i tak za każdym razem ponownie wpadała w jego sidła.
― O tamtej nocy oraz jeszcze kilku innych. O tym, co wtedy czułam i chciałabym znowu poczuć – przyznała, przygryzając wargę. – Wpakowałam się w niezłe bagno, ale nie żałuję.
Taka była prawda. Nie chciała cofnąć czasu, żeby zmienić bieg wydarzeń. Nie potrafiła zrezygnować z tego, co mieli. Świetnie wiedziała, że gdy to wszystko skończy się, będzie cierpieć, jednak zaryzykowała. Postanowiła robić wiele, aby udało im się przetrwać.

***
Girl, you're the one I want to want me And if you want me, girl, you got me There's nothin' I, no, I wouldn't do, I wouldn't do Just to get up next to you

1 komentarz:

  1. Naprawdę cudowna część. Uczucie między Kennethem a Tulli jest bardzo poruszające. Zabieram sie do czytania kolejnego rozdziału ")

    OdpowiedzUsuń