Wyszli
z hali odlotów, żegnając się. Cieszyli się z powrotu do
Norwegii, byli zmęczeni trudami Turnieju Czterech Skoczni. Z resztą
sezon powoli też zaczął dawać im siwe znaki, a nawet jeszcze nie
dotarli do półmetku. W następny weekend miały odbyć się
Mistrzostwa Świata w Lotach, więc zawodnicy musieli odpowiednio
zregenerować się. Dlatego trener kazał im jak najszybciej wrócić
do domów, żeby cieszyć się kilkoma dniami wolnymi przed drugą
najważniejszą imprezą sezonu.
Życzyli
sobie miłego wypoczynku, odchodząc każdy w swoim kierunku.
Pomachali na pożegnanie, a później część z nich wpadła w
objęcia bliskich, a pozostali ze spuszczonymi głowami wychodzili z
gmachu hali przylotów lotniska w Oslo.
Tulli
poszła w kierunku parkingu, mając nadzieję, że jej brat zostawił
tam samochód. To on przywiózł dziewczynę na lotnisko, a sam
wrócił do Lillehammer, ponieważ wylatywał do Włoch dużo
później. Ciągnęła za sobą wielką walizkę, szukając w
przepastnej torbie podręcznej telefonu. Wybrała numer Henrika,
modląc się, żeby chłopak nie miał treningu lub nie leciał
akurat samolotem. Niestety, jej brat nie odbierał. Miała ochotę
rzucić urządzeniem o asfalt, żeby wyładować swoją złość na
chłopaka. Utwierdzała się w przekonaniu, że Henrik nie pomyślał
i nie zostawił samochodu na parkingu. Pewnie na lotnisko przywiózł
go tata. Obiecała sobie, że oderwie głowę blondynowi przy ich
następnym spotkaniu.
―
Mogę się z tobą zabrać? – zapytała Kennetha, który szedł
kawałek za nią.
Ich
jedyne rozmowy od spotkania w Oberstdorfie dotyczyły skoków, czyli
pracy. Kilka razy wymienili swoje opinie na temat wystroju hotelu lub
smaku niektórych potraw. Pozostali zawodnicy czuli napięcie, które
pojawiło się w ich kadrze na początku turnieju. Choć nie
wiedzieli, co było tego powodem, chcieli to naprawić. Źle
pracowało się w takiej atmosferze.
―
Jasne i tak mieszkasz w tym samym bloku, co ja – uśmiechnął się,
ale nie tak jak uwielbiała, lecz sztucznie.
Do
samochodu doszli w ciszy. Wrzucili walizki do bagażnika, a sprzęt
narciarski Kennetha został umieszczony na tylnych siedzeniach.
Chłopak wyjechał z parkingu lotniska, włączając ogrzewanie. W
środku panowała taka sama temperatura jak na zewnątrz, a zimna
skóra nieprzyjemnie chłodziła całe ciało. Tullippe drżała z
zimna, trzymając zmrożone dłonie przy dmuchawach.
Kilka
razy otwierała usta, żeby zacząć rozmowę, ale jej język został
związany – przypominał najlepiej wykonany supeł przez
doświadczonego żeglarza. Chciała coś powiedzieć, jednak ich
relacja była w ruinie. Dziewczyna potrzebowała skoczka w swoim
życiu. Niestety, aktualna sytuacja zmusiła ją do skreślenia
jakiejkolwiek możliwości związku. Kenneth przez ten krótki czas
stał się bardzo ważną dla niej osobą, a gdy nie rozmawiali od
jakiegoś czasu jej nastrój był dużo gorszy. Chodziła zła na
cały świat. Irytowała się szybko. Kiedy przypominała sobie, co
się stało, smuciła się. Nie potrafiła się skupić.
Obserwowała
skupionego Gangnesa. Odnosiła wrażenie, że denerwował się.
Zaciskał szczękę jakby chciał powstrzymać się przed
rozpoczęciem rozmowy. Jedną rękę opierał o drzwi, a palce
drugiej ciasno zacisnęły się na skórzanej kierownicy. Jego
brązowe włosy ukrywała czapka z daszkiem założona tyłem do
przodu. Reprezentacyjną kurtkę rzucił na tylne siedzenia i został
w czarnej bluzie z kapturem. Wiedział, że mu się przyglądała.
Lubił to zainteresowanie, które chciała mu dać, jednak nie mogła.
W samochodzie panowała pełna niewypowiedzianych zdań cisza
przerywana jedynie przez cicho grające radio. Obydwoje bardzo siebie
potrzebowali. Znajdowali się tak blisko siebie, a jednak tak daleko.
Pragnęli się, a napięcie wypełniające wnętrze samochodu powoli
przejmowało nad nimi władzę.
Czuła
się jak tchórz. Wmawiała sobie, że kończąc to, co między nimi
było, robiła dobrze dla siebie, jednak w rzeczywistości w ten
sposób również się raniła. Wybrała prostsze rozwiązanie,
chroniące ją przed bólem. Z jednej strony zdecydowała dobrze, z
drugiej nie podjęła ryzyka. Gra była warta świeczki, doskonale to
wiedziała, ale ona bała się. Rozum wciąż podsuwał Tulli możliwe
scenariusze, każdy następny gorszy od poprzedniego. Gubiła się we
własnych uczuciach, kłębiące myśli wydawały się niezrozumiałe.
Wierciła
się niespokojnie na swoim fotelu. Odnosiła wrażenie, że lada
chwila jej pęcherz eksploduje. Pluła sobie w brodę za wypicie
całej półlitrowej butelki wody, jednak wtedy w gardle aż paliło
ją z pragnienia. Stukała palcami o fotel, doprowadzając Kennetha
do szewskiej pasji. Zastanawiał się, czy dziewczyna nie mogła w
spokoju usiedzieć. Może miała owsiki albo niepotwierdzone przez
żadnego lekarza ADHD.
―
Zatrzymasz się na stacji? Potrzebuję pójść do toalety –
poprosiła, przerywając uciążliwą ciszę, której obydwoje mieli
dość.
―
Nie wytrzymasz? – odchrząknął, kiedy usłyszał jak jego głos
był zachrypnięty. – Nie zostało już dużo.
―
Nie wygram z moim pęcherzem – wzruszyła ramionami.
Zatrzymał
się na najbliższym zajeździe. Zatankował auto, a dziewczyna w tym
czasie załatwiła potrzebę. Tulli spojrzała na swoje zmęczone
odbicie w brudnym lustrze. Widziała wory pod oczami, które nie
sprawiały, że wyglądała atrakcyjnie. Jej włosy oklapły
pozbawione jakiegokolwiek blasku. Paznokcie, zrobione przed świętami
u kosmetyczki, połamały się. Na pierwszy rzut oka można było
zauważyć, że nie wysypiała się, a w dzień dużo stresowała.
Kenneth
bezmyślnie przewijał stronę główną jednego z portali
społecznych, na którym miał profil. Oglądał kolejne zdjęcia
publikowane przez różne osoby. Sam dodał jedno z ostatniego
konkursu, gratulując w opisie Peterowi zwycięstwa w Willingen i
całym Turnieju Czterech Skoczni. Z założonymi rękami na klatce
piersiowej opierał się o maskę samochodu. Obserwował przewijające
się przez stację osoby, wybijając stopą jakiś rytm. Tulli wyszła
z budynku z kubkiem kawy. Przyglądał się jej szczupłej sylwetce,
powoli idącej w jego kierunku. Delikatny wiatr rozwiewał włosy
dziewczyny. Miała zaczerwienione policzki, a w oczach Norweżki nie
dostrzegł charakterystycznego blasku, który uwielbiał. Naciągnęła
rękaw bluzy na dłoń, ponieważ nie zdążyła założyć kurtki,
gdy wcześniej wybiegła na stację benzynową zbyt skupiona na
potrzebie, żeby pamiętać o okryciu wierzchnim. Wsiedli ponownie do
auta, ruszając w dalszą drogę. Do Lillehammer została jeszcze
niecała godzina, więc mieli nadzieję, że minie to bardzo szybko.
Kenneth
praktycznie wyrwał Tullippe papierowy kubek z logiem stacji z rąk i
upił łyk. Kawa zawsze poprawiała mu humor. Nie wyobrażał sobie
dnia bez choćby jednej filiżanki, wtedy stawał się bardzo
nieznośny i humorzasty. Najczęściej pił espresso, które
potrafiło postawić na nogi nawet po nieprzespanej nocy. Lubił
również inne rodzaje, ale ta mocna, bez żadnych dodatków
najbardziej przypadła mu do gustu.
―
Hej! To było moje – krzyknęła zdenerwowana.
―
A gdzie moja? – zapytał, wydymając dolną wargę.
―
Myślałam, że już swoją wypiłeś. Jesteś wkurzający, gdy nie
wypijesz rano kawy – wzruszyła ramionami, odbierając gorący
kubek z rąk skoczka.
―
Nie miałem czasu i oczekiwałem, że moja wspaniałomyślna
koleżanka pomyśli również o mnie – uśmiechnął się w sposób
jaki najbardziej uwielbiała.
―
Nadzieja matką głupich – zaśmiała się. – To teraz jestem
twoją koleżanką?
―
Nie chciałaś być kochanką, możesz zostać koleżanką – puścił
jej oczko.
Sterta
brudnych ubrań leżała w rogu łazienki. Część zmieściła się
jeszcze w koszu, ale pozostałe wypadły na podłogę. Patrzyła na
kupkę, próbując zabrać się za robienie prania, ale szło jej to
opornie. Przypominały się pannie Kristoffersen te wszystkie razy,
gdy na letnich wakacjach u dziadków wieszała świeżo wyprane
rzeczy razem z babcią. Słońce świeciło prosto w twarz, opalając
dziewczynkę, a starsza kobieta opowiadała anegdotki z
młodzieńczych lat. Jednak z biegiem czasu znienawidziła tę
czynność, zabierała się za nią w ostateczności.
Wpakowała
do pralki ciemne ubrania, których było najwięcej. Nacisnęła
odpowiednie przyciski i zadowolona, że poszło tak szybko wyszła z
łazienki, jednak czekało ją jeszcze rozwieszenie już czystych
rzeczy.
Opadła
na kanapę, zastanawiając się, co mogłaby zrobić. Lubiła
lenistwo, jednak nie była przyzwyczajona do zwykłego obijania się.
Jej praca zajmowała większość czasu. Tulli nie miała nic
przeciwko temu, ponieważ naprawdę ją lubiła, ale zdarzało się,
że wypompowywała z niej całą energię.
Przełączała
kanały, rozważając czy zamówienie pizzy oraz zakupy spożywcze
przez internet to najlepszy pomysł. Nie miała nastroju na
wychodzenie z mieszkania, a lodówka świeciła pustkami. Sięgnęła
po laptopa, leżącego na drewnianym stoliku. Niestety, bateria była
rozładowana. Zrezygnowała z kupowania produktów i wróciła do
oglądania telewizji.
Komentowała
kolejne zdjęcia z sesji pokazywanej w tym odcinku norweskiego Top
Model. Mimo że śledziła serial dopiero kilkadziesiąt minut, to
już miała swoje faworytki i dziewczyny, które wręcz działały
jej na nerwy. W oczekiwaniu na zamówioną chińszczyznę zajadała
się maślanym popcornem – tylko to znalazła w swoich szafkach.
Zdecydowała się właśnie na nią, ponieważ numer do restauracji
znajdował się wyżej na liście kontaktów niż do pizzerii.
Wieczór
minął jej bardzo szybko. Wcześniej, zaraz po zjedzeniu kolacji,
udała się do łazienki. Wzięła długą kąpiel, a do wody wlała
różnego rodzaju olejków, żeby zregenerować swoje ciało. Zrobiła
sobie peeling. Umyła głowę, używając wszystkich odżywek jakie
tylko miała. Nałożyła na buzię maseczkę, wcierając
brzoskwiniowy balsam z drobinkami. Szybko poszła do łóżka, żeby
nadrobić stracone godziny snu. Skoro miała wolne mogła odespać.
Potrzebowała tej regeneracji, którą zafundowała sobie w łazience.
Włosy nabrały objętości. Skóra znowu miała naturalny kolor.
Jeszcze wory pod oczami zostały, ale odpowiednia ilość snu powinna
załatwić sprawę.
Wolne
dni zawsze były piękne. Przeciągnęła się, delektując się
ciszą panują w mieszkaniu. Promienie słońca wpadały do
pomieszczenia przez niezasłonięte okno wprost na łóżko.
Przekręciła się na drugą stronę, układając głowę na
skrzyżowanych rękach. Czuła zapach cynamonu, którym zawsze
pachniało w jej apartamencie, ponieważ uwielbiała świeczki o
takim smaku.
Powoli
zsunęła się z materaca. Bosymi stopami stąpała po panelach,
dziękując sobie, że zdecydowała się na remont ostatniego lata i
fachowcy zamontowali ogrzewanie podłogowe. Weszła pod prysznic,
delektując się tym spokojem. Nigdzie się nie spieszyła, mogła
każdą czynność wykonywać wręcz z namaszczeniem.
Lubiła
to odprężenie, które zapewniały krople, dlatego spędziła pod
prysznicem dużo więcej czasu niż zazwyczaj. Ciepła woda
sprawiała, że nie miała ochoty nigdy opuszczać kabiny. Owinęła
się puchowym ręcznikiem, zabierając się za mycie zębów. Ubrała
czarne legginsy oraz niebieską bluzkę na cienkich ramiączkach.
Zrezygnowała z grubej bluzy, ponieważ w mieszkaniu było naprawdę
ciepło. Nie planowała robić niczego produktywnego. Chciała leżeć
na kanapie lub w łóżku, czytając książkę albo oglądając
telewizję.
Powiesiła
mokry ręcznik na grzejniku i opuściła łazienkę. Kiedy miała
rzucić się na łóżko, przypomniała sobie, że lodówka świeciła
pustkami, więc musiała opuścić swoje przytulne mieszkanie. Nie
miała na to nastroju, jednak za bardzo lubiła jedzenie. Głośno
westchnęła, przewracając się z boku na bok. Postanowiła, że
śniadanie zje na mieście i przy okazji zrobi zakupy spożywcze.
Przymknęła powieki zadowolona, że mogła jeszcze chwilę spędzić
w łóżku. Nie była głodna, więc cieszyła się błogim
lenistwem.
Pukanie
do drzwi przerwało jej sielankę. Odrzuciła telefon na bok,
kierując się do przedpokoju, żeby otworzyć gościowi. Zobaczyła
Kennetha, ubranego jakby przed chwilą wrócił z porannego biegania
– miał na sobie czarne legginsy z odblaskowymi paskami na łydkach,
tego samego koloru rozpiętą kurtkę softshell, spod której
wystawała niebieski koszulka termoaktywna oraz ukochane buty do
biegania. Opierał się o framugę, trzymając papierową torbę w
jednej dłoni, a w drugiej tackę z jeszcze parującą kawą.
Uśmiechnął się czarująco i uniósł rękę do góry. Wszedł do
środka, skanując ciało dziewczyny.
―
Jak się masz, Tullippe? – jej imię w jego ustach brzmiało
zupełnie inaczej. Mogło do końca życia słuchać jak je
wypowiadał.
Zniknął
w kuchni, a wraz z nim po mieszkaniu roznosił się zapach świeżo
parzonej kawy, jeszcze ciepłych pączków oraz perfum, które
mieszały Tullippe w głowie. Zatrzasnęła drewnianą płytę i
poszła za chłopakiem. Zastała go, rozpakowującego torby z
jedzeniem. Usiadła na blacie bardzo blisko chłopaka. Machała
nogami, zaciągając się zapachem pysznego śniadania.
Znał
ją aż za dobrze. Wiedział, że po powrocie do domu po konkursach
nie miała nic w lodówce. Tulli nie chciało się wieczorem pójść
na zakupy, więc zamówiła coś na wynos i prawdopodobnie wszystko
zjadła, więc nie mogła tego dokończyć na śniadanie. Mieszkał
piętro niżej, dlatego postanowił po porannym bieganiu odwiedzić
ich ulubioną kawiarenkę na rogu ulicy. Wybrał ukochane pączki
dziewczyny z konfiturą różaną oraz lukrem. Kupił również kawę,
ponieważ świetnie zdawał sobie, że pewnie nie wstała jeszcze z
łóżka, a może ziaren na przygotowanie czarnego napoju również
nie posiadała.
―
Mhm, pyszne – powiedziała, kiedy ugryzła pączka podanego przez
Kennetha. Oblizała usta, delektując się rozpływającą się w
ustach konfiturą. – Wiesz, co lubię.
Pił
swoją kawę, obserwując dziewczynę. Jej blond włosy były
nieułożone, całkowicie roztrzepane. Lazurowe oczy błyszczały z
podekscytowania jedzeniem. Bluzka w kolorze tęczówek Tulli
odsłaniała kawałek brzucha. Miała brzoskwiniowe ramiączka, a
jedno z nich zsuwało się z jej ramienia. Czarne legginsy opinały
długie i szczupłe nogi Norweżki. Wyobrażał sobie pośladki
Tullippe w tych spodniach – musiały prezentować się znakomicie,
zapierać dech w piersiach. Pociągała go, doskonale to wiedział.
Lubił ją w takim wydaniu, mógłby oglądać taką zawsze.
Oddychał powoli, zaciskając palce na papierowym kubku. Próbował
skupić się na swoim pączku, ale widok blondynki był dużo
bardziej interesujący. Krew szybciej płynęła w żyłach, szumiało
mu w uszach. Serce jakby lada moment miało wyskoczyć z piersi,
odnosił wrażenie, że ona również słyszała jego bicie. Zassał
dolną wargę, a kolejna fala obrazów podsuniętych przez wyobraźnię
skłoniła go do zrobienia pierwszego kroku. Znalazł się na
granicy, dlatego postanowił działać – nie miał wyboru.
―
Powinniśmy porozmawiać – powiedzieli w tym samym momencie.
Uśmiechnęli się, a Kenneth pozwolił mówić jej pierwszej.
―
Chyba nie nadaję się na przyjaźń z tobą, wiesz? – kończyła
swoją kawę. Nie patrzyła jemu w oczy. Nie potrafiła tego zrobić
i jednocześnie opowiadać o swoich uczuciach. – Jedyną rzeczą o
jakiej mogę myśleć są twoje usta, jak idealnie współgrają z
moimi. Chyba...
Zrobił
krok do przodu, stając między nogami dziewczyny. Ich usta dzieliły
centymetry. Z tak małej odległości mógł dostrzec jak idealna jej
twarz była – nie miała żadnej skazy. Zauważył zielone plamki
na błękitnych tęczówkach oraz kilka piegów na małym nosku.
Miętowy oddech Tulli otulał jego policzki. Czuł zapach żelu pod
prysznic blondynki – pachniał w ten sam sposób, co perfumy,
których używała. Fizjoterapeutka była jedyną rzeczą o jakiej
mógł myśleć.
―
O czym jeszcze myślisz? – zniżył głos. Chciał, żeby blondynka
miała ciarki, udało mu się. – Powiedz mi, Tullippe.
Przełknęła
ślinę, próbując pozbyć się wielkiej guli ze swojego gardła.
Zacisnęła dłonie na blacie, choć tak naprawdę chciała dotykać
nimi każdego milimetra ciała skoczka. Oddychała powoli, mając
nadzieję, że spokój oraz opanowanie wrócą do niej. Potrzebowała
samokontroli, ale bliskość Kennetha utrudniała jej to. Oczy
dziewczyny obserwowały spierzchnięte wargi chłopaka, które
zwilżał co jakiś czas koniuszkiem języka. Nie potrafiła zebrać
myśli. Powoli rozumiała, że dalsza walka nie miała sensu.
Wreszcie dostrzegła prawdę – nieważne jak długo by walczyła i
tak za każdym razem ponownie wpadała w jego sidła.
―
O tamtej nocy oraz jeszcze kilku innych. O tym, co wtedy czułam i
chciałabym znowu poczuć – przyznała, przygryzając wargę. –
Wpakowałam się w niezłe bagno, ale nie żałuję.
Taka
była prawda. Nie chciała cofnąć czasu, żeby zmienić bieg
wydarzeń. Nie potrafiła zrezygnować z tego, co mieli. Świetnie
wiedziała, że gdy to wszystko skończy się, będzie cierpieć,
jednak zaryzykowała. Postanowiła robić wiele, aby udało im się
przetrwać.
***
Girl, you're the one I want to want me And if you want me, girl, you got me There's nothin' I, no, I wouldn't do, I wouldn't do Just to get up next to you
Naprawdę cudowna część. Uczucie między Kennethem a Tulli jest bardzo poruszające. Zabieram sie do czytania kolejnego rozdziału ")
OdpowiedzUsuń