8 kwi 2016

„Too busy being yours to fall for sombody new”

 Uwielbiała położenie domu rodziny Kristoffersen. Ze swojego pokoju widziała aktualnie przykryte grubą warstwą lodu jezioro. Dzieci świetnie bawiły się. Jeździły na łyżwach – możliwe, że wyrosną z nich hokeiści, łyżwiarze figurowi lub szybce, jeśli uznają biegi narciarskie za coś nie dla nich. W Norwegii wszystko kręciło się wokół sportów zimowych, to prawda. To normalne, żeby każde dziecko liznęło choćby jednej z tak dużej gamy dyscyplin – do wyboru, do koloru.
Gdy przechodziła na drugą stronę domu – do pokoju brata – widziała ośnieżone stoki gór. Z sypialnia rodziców – znajdowała się po prawej stronie po wyjściu z królestwa dziewczyny – rozciągał się widok na szkółkę mamy. Kobieta kochała rośliny i po przeprowadzce tutaj zaczęła traktować swoją pasję jako sposób na życie. Hemsedal to dziura zabita dechami. Jedynie stoki narciarskie zachęcały turystów, żeby odwiedzić tę wieś. Może również one przyciągnęły jej rodziców, ponieważ nie widziała innego argumentu dla przeprowadzki z położonego dwadzieścia kilometrów od Oslo Lørenskog.
Za oknem prószył śnieg. Białe płatki okrywały okolicę – dorodne świerki, zepsutą altanę, której dach miał zostać naprawiony jeszcze jesienią, czy wiatę na narzędzia. Jej samochód również zaczął zlewać się z otoczeniem. Mogła wyjść i przestawić go, jednak była zbyt leniwa, a temperatura nie zachęcała do wyściubienia nosa poza dom. Trudno, będzie musiała odśnieżyć pojazd przed odjazdem. Nie planowała zostać na noc, mimo że czekały ją prawie trzy godziny podróży, choć jej mama nalegała, dziewczyna pozostawała nieugięta. Wolała wrócić do mieszkania niż spędzić więcej czasu w towarzystwie najbliższych. Oczywiście, kochała ich, ale co za dużo, to niezdrowo.
Krystal uwielbiała pytania o życie osobiste swoich dzieci, dlatego obydwoje często zmywali się jak najszybciej mogli. Dopingowała, wspierała, pokazywała świat – zupełne przeciwieństwo ojca. Dla Larsa liczyły się tylko ich osiągnięcia – wcześniej stopnie w szkole, wygrane konkursy przedmiotowe, a teraz zarobki, czy pozycja w społeczeństwie. Lubił chwalić się sąsiadom czego dokonały jego dzieci. Choć kochał je, nigdy im tego nie pokazał. Zawsze zimny, wymagający, jednak w jakiś pokręcony sposób troszczył się o nich. Henrik był jej młodszą kopią. Obydwoje nie mieli pojęcie w kogo się wdali. Ich charaktery, czy wygląd – uroda typowo skandynawska, blond włosy, niebieskie oczy – to mieszanka matki oraz ojca. Przepełniała ich odwaga, chęć podejmowania nowych wyzwań. Lubili ryzyko, ale cenili bezpieczeństwo. Bardzo dobrze się uczyli, mimo że nienawidzili szkoły. Ona uwielbiała przedmioty ścisłe, jej brat matematykę, a przede wszystkim sport.
Zsunęła się z parapetu, ponieważ mama zawołała domowników na wigilijną kolację. Odłożyła telefon na biurko, rezygnując z ciągłego oczekiwania na odpowiedź. Wyciągnęła z szafki podarunki, które umieściła tam zaraz po przyjeździe z samego rana, i zbiegła po schodach. Jej nozdrza otulił tak dobrze znany zapach lasu, który wypełniał cały dom. Krystal uwielbiała rośliny, dlatego zadbała, żeby wciąż czuć ich woń. Tym razem wymieszał się z aromatami pochodzącymi z kuchni, jednak wciąż czuła jakby znajdowała się na łonie natury, a nie w przytulnym wnętrzu rodzinnej chaty. Brakowało jedynie odgłosów wydawanych przez zwierzęta.
Weszła do przestronnego salonu, urządzonego, zresztą tak samo jak cały dom, w stylu skandynawskim. Meble została wykonane z jasnego drewna, a kanapy obite białym materiałem. Ściany jej tata własnoręcznie pomalował na kolor kawy z mlekiem, mlecznej czekolady, czy beżowy. Na licznych półeczkach stały rodzinne zdjęcia lub dyplomy Tulli oraz Henrika. Krystal wraz z Larsem zadbali, żeby były dobrze widoczne – lubili chwalić się swoimi pociechami, ale który rodzic nie robił tego.
Ułożyła pakunki obok pozostałych pod ogromną choinką, którą ubierali, gdy rodzina wreszcie była w komplecie. Stanęła przy swoim miejscu, uśmiechając się. Krystal zaczęła tradycyjnie od podziękowania za ostatni rok i miała nadzieję, że w końcu ich grono powiększy się o małe szkraby – tak, jej mama chciała już zostać babcią. Henrik wywrócił oczami na słowa kobiety. Nie lubił, kiedy ktoś wywierał na nim presję. Wtedy chciał po prostu zrobić tej osobie na złość, a pani Kristoffersen wciąż wierciła mu dziurę w brzuchu. Inna sprawa, że nie poznał jeszcze tej jedynej, z którą mógłby założyć rodzinę. Na razie wolał skupić się na osiąganiu jak największych sukcesów w swojej dyscyplinie – Henrik zawodowo ścigał się na nartach. Wprawdzie był jeszcze młody to jego mama i tak chciałaby, żeby miał już dzieci.
Sytuacja Tulli prezentowała się zgoła inaczej. Wszyscy sądzili, że była wolnym strzelcem, wciąż szukającym księcia z bajki, oddana swojej pracy, za bardzo lubiąca podróżowanie po świecie, zbyt skupiona na perfekcyjnym wypełnieniu swoich obowiązków. Nie miała czasu na uczucia, czy chłopaka. Nie pozwalała miłości wtargnąć do swojego życia.
― Jak tam w pracy? – zaczął tata. Nie mogła powiedzieć, że nie spodziewała się tego. – Kiedy wyjeżdżasz?
― Dzień po świętach – powiedziała, jedząc kaczkę. – Jestem zadowolona z mojej pracy. Daje mi radość.
― Ale mogłabyś zostać już w Norwegii, a nie wciąż jeździć po świecie. Raz jesteś w Austrii, raz w Szwajcarii, a jeszcze w inny weekend w Rosji. Przecież ty nie masz czasu na życie towarzyskie!
― Henrik oglądałam twoje zwycięstwo we Włoszech. Spektakularne, muszę przyznać – uśmiechnęła się do brata, mając nadzieję, że mama nie wróci do poprzedniego tematu.

Oparł głowę na dłoni, próbując wyłączyć się ze słuchania opowieści swojej dziewczyny. Przymknął oczy, mając dosyć piskliwego głosu blondynki. Nie mógł już posłużyć się wyjściem do toalety, ponieważ już skorzystał z tej opcji. Grzebał idealnie wypolerowanym, prawdopodobnie świeżo kupionym, widelcem w jedzeniu, próbując przymusić się do zjedzenia czegokolwiek. Przeklinał panią domu za danie wolnego kucharzom właśnie w tamten dzień. Ona powinna trzymać się od kuchni z daleka.
Obiecał Elsie, że spędzi część Wigilii wraz z nią, a później pojedzie do rodziców. Nie chciał w ten sposób spędzać tego dnia, ale za bardzo nie miał wyboru. Próbował jak najszybciej skończyć posiłek i wrócić do domu na prawdziwą świąteczną kolację, jednak jedzenie nie mogło przejść mu przez gardło. Gospodyni była straszną kucharką. Nawet najprostsze danie okazywało się dla niej za trudne, jednak jej to nie zrażało. Wciąż gotowała – mały móżdżek nie pojmował, że nikomu to nie smakowało. W tym wypadku, oraz jej córki, zgadzało się powiedzenie o głupocie blondynek. Leis miała większe usta niż poziom IQ. Matjas został ze swoją małżonką ze względu na majątek, który odziedziczyła po rodzicach. Tak, ten facet kochał pieniądze. Po za tym on nie zaliczał się do modeli, a w jego mniemaniu ta kobieta mogła być piękna, ponieważ w ich wypadku to na pewno nie mogła być miłość.
― Zróbmy sobie zdjęcie – usłyszał skrzek Elsy zbyt blisko swojego ucha.
Zaklaskała w dłonie, wsuwając się na kolana chłopaka. Ułożyła swoje za bardzo napompowane usta w dzióbek na policzku Kennetha i zamarła w takiej pozycji aż to momentu, w którym jej matka zrobiła wystarczającą ilość zdjęć. Skoczek narciarski z całych sił próbował nie zepchnąć z siebie Elsy. Liczył, że chociaż na jednej fotografii nie będzie miał grymasu na twarzy, a coś na kształt wymuszonego uśmiechu. Zorientował się w planach tlenionej blondynki. Chciała opublikować to na wszystkich swoich kontach na portalach społecznościowych, aby obserwatorzy zazdrościli jej chłopaka, pieniędzy, życia, czy czegokolwiek.
Podziękował za posiłek. Wykręcił się rodzicami, mówiąc, że na pewno już na niego czekali. Skomplementował kurczaka, choć powinien zwymiotować go na drogie buty pani domu. Pożegnał się z Elsą pod bacznym spojrzeniem jej ojca. Nie omieszkał przytulić dziewczyny. Nawet zaryzykował złapanie jakieś choroby – nie wiedział, co blondynka robiła i z kim – całując niezbyt zachęcające usta pomalowane krwisto czerwoną szminką. Zatrzasnął mahoniowe drzwi, wdychając zimne powietrze. W środku kręciło mu się w głowie od zapachu perfum, przypominających powodujące wymioty oraz zawroty głowy kadzidła. Nie miał pojęcia jak takie coś można było używać. Wsiadł do swojego auta, chcąc jak najszybciej opuścić to miejsce. Zadzwonił do mamy, informując ją o wyjeździe oraz odpowiedział na wszystkie wiadomości z okazji świąt.
Nie przepadał za tym czasem w roku. Jasne, wtedy miał teoretycznie wolne od treningów, ale sportowcy mają to do siebie, że długo nie wytrzymają bez wysiłku fizycznego. Zaraz po świętach przychodził Turniej Czterech Skoczni. Trener oczekiwał od swoich podopiecznych jak najlepszych wyników, zważając na formę drużyny w tym sezonie. Czterech Norwegów uplasowało się w pierwszej dziesiątce klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, w dwudziestce było ich sześciu – jako drużyna zmiatali pozostałe reprezentacje. Dlatego nikt nie miał za złe trenerowi nadziei. Ostatni raz statuetka powędrowała do Norwegii za sprawą Andersa Jacobsena w dwa tysiące szóstym roku.
Jechał oświetloną jedynie przez ustawione w równych odstępach latarnie drogą. Opady śniegu nie pogorszyły warunków. Norwegowie znakomicie umieli radzić sobie z takim utrudnieniem. Pługi, czy piaskarki wyjeżdżały nawet w święta. Współczuł ludziom, którzy musieli zostawić rodzinę dla pracy. Pewnie woleliby siedzieć w ciepłym domu niż odśnieżać drogi, jednak mieli przynajmniej jakieś źródło zarobków.
Kenneth zaliczał się do kierowców, którzy nie bardzo przejmowali się ograniczeniami. Jego jazda była bezpieczna, ponieważ skoczek za kierownicą czuł się bardzo pewnie, ale często ryzykował. Miał swoje zasady. Nie wsiadał za kółko, gdy wypił więcej niż powinien alkoholu. Nie szalał również podczas fatalnych warunków. Lubił poślizg kontrolowany, jednak obiecał swojej matce, że nie będzie go robił, gdy asfalt pokryje lód, choć właśnie wtedy tak zwany drift wychodził najlepiej.
Słuchał norweskiego radia, w którym akurat rozmawiali o nadchodzącym Tour de Ski oraz Turnieju Czterech Skoczni. Dziennikarze wymienili swoich faworytów. Kenneth zdziwił się, kiedy usłyszał również swoje nazwisko. Jasne, ten sezon był w jego wykonaniu najlepszy, ale wielu innych skoczków prezentowało się lepiej. Może stwierdzicie, że nie wierzył w swoje umiejętności. Nie, on po prostu znał swoje miejsce w szeregu i choć bardzo chciałby zdobyć złotego orła, to na pewno nie stanie się to w tym sezonie.
Zatrzymał się pod wiatą na posesji rodzinnego domu, żeby przez noc śnieg nie przykrył całkowicie jego auta. Tak, zaliczał się do grona tych facetów, którzy mogli kochać swój samochód bardziej niż kobietę. Dbał o niego jak o najdroższe na świecie diamenty. Pilnował, żeby żadna rysa nie pojawiła się na karoserii. Mył często pojazd, aby ten zawsze lśnił. To była miłość. Wiedział, że nigdy go nie skrzywdzi, nie złamie serca. Związek idealny można by powiedzieć.
Sięgnął po telefon, leżący na skórzanych siedzeniu pasażera. Mała dioda informowała go o tym, że ktoś do niego dzwonił. Wybrał numer tej osoby, ale tym razem to ona nie odbierała. Westchnął i postanowił napisać wiadomość. Wysłał jeszcze jedną z życzeniami świątecznymi do tego samego adresata. Wyszedł z samochodu, a zimne podmuchy wiatru uderzyły prosto w twarz Norwega. Płatki śniegu padały wprost na jego buzię, utrudniając widoczność. W końcu udało mu się dotrzeć do piętrowego budynku, który mógł nazwać domem rodzinnym. Kurtkę, torbę ze swoimi rzeczami oraz mokre buty zostawił w przedpokoju. Prezenty ustawił pod choinką i przywitał się z rodzicami.
― Powinieneś ją zostawić, synu – to były pierwsze słowa jakie ktokolwiek powiedział.

Jej bratu bardzo spodobała się opcja szybszego powrotu. Jako pierwszy wybiegł z rodzinnego domu. Usadowił się na miejscy pasażera, czekając na Tulli. Dziewczyna zaprosiła jeszcze rodziców na jutrzejszy obiad i włożyła do bagażnika torbę z ciastem od mamy. Odpaliła swoje ukochane auto, włączając radio. Henrik odpłynął po przejechaniu kilku kilometrów. Nigdy nie miał problemów ze snem w różnego rodzaju środkach lokomocji. Jako dziecko często mógł zasnąć jedynie w samochodzie i tata jeździł z nim po okolicy, puszczając swoje ulubione płyty.
Założyła okulary, wzrok wraz z każdym przejechanym kilometrem coraz bardziej ją zawodził. Oparła rękę o drzwi, wzdychając. Lubiła samotność, ale ostatnimi czasy miała jej już dość. Chwile spędzone sam na sam zawsze okazywały się bardzo cenne. Mogliśmy przemyśleć swoje zachowanie. Rozważyć błędy, wyciągnąć z nich lekcje, docenić zwycięstwa, przełknąć gorycz porażki. Ona męczyła się przechodzeniem tego wszystkiego bez niczyjej pomocy. Chciała uwagi ze strony mężczyzn. Potrzebowała tej troski, wsparcia, zaufania, a przede wszystkim miłości.
Zastanawiała się, czy nie obudzić Henrika. Nie miała pojęcia, kiedy ponownie spotkają się, jednak wiedziała jak bardzo lubił sen. Mimo to postanowiła zaryzykować. Kilka razy wypowiedziała imię brata, uderzając go w bark. W końcu blondyn obudził się i nie wyglądał na zadowolonego. Miłość do spania w ich rodzinie była prawdopodobnie dziedziczna.
― Tulli, ty mało suko – wysyczał, ciskając w nią piorunami.
― Nie pozwalaj sobie, śpiąca królewno. Pamiętaj, kto jest starszy i do kogo należy ten samochód.
Henrik jak obrażony pięciolatek obrócił się w kierunku szyby z założonymi rękami na klatce piersiowej. Zadarł podbródek do góry, udając swoją złość na siostrę. Choć tak naprawdę miał to w gdzieś. Byli rodzeństwem, które szybko sobie wybaczało, nie umieli długo się na siebie gniewać. Choć wcześniej zdarzały im się dość poważne kłótnie o jakąś błahostkę lub o sprawę wagi państwowej to i tak nie mieli problemów z zakopaniem topora wojennego.
― Okej, teraz nie ma mamy. Mi chyba możesz powiedzieć, kogo ostatnio wyrwałeś – stwierdziła, spoglądając na młodszego brata.
― Jestem wolnym strzelcem – przyznał, zmieniając utwór. – Nienawidzę tej piosenki. Kojarzy mi się z jednorożcami i tego typu gównem.
― Więc jesteś typem faceta, który ma laskę na jedną noc?
― Co mogę ci powiedzieć, mężczyźni mają swoje potrzeby.

Owinęła się mocniej swoim ulubionym kocem. Bawiła się telefonem, zastanawiając się, czy to był dobry pomysł. Stała przy oknie w swojej sypialni, podziwiając Lillehammer nocą. Wciąż uważała, że przeprowadzka tutaj okazała się znakomitym pomysłem. Wprawdzie edukację zakończyła w Oslo, to nie mogła tam mieszkać. Hemsedal też nie było dla niej. Nie nadawała się do zajmowania się gospodarstwem, jeżdżenia do innych miasteczek, żeby zrobić zakupy w supermarkecie lub centrum handlowym. Stolica Norwegi to piękne miasto, jednak to w Lillehammer się zakochała, tutaj czuła się najlepiej.
Jej brat słodko spał w pokoju gościnnym, który praktycznie należał do niego. Przechowywał w nim nawet sprzęt narciarski, gdyby naszła go ochota na jazdę w Lillehammer. Henrik żył tym sportem. Jego życie kręciło się wokół niego. Musiał wiele poświęcić dla sukcesów – nie spędzał dużo czasu z rodziną, a w szczególności z siostrą, nie mógł imprezować aż tyle, co przeciętny młody dorosły, ograniczała go dieta. Miał mieszkanie w Norwegii, ale właściwie go nie używał. Stało puste, a kurz zbierał się na meblach. Nie miał w nim nawet swoich rzeczy osobistych, ponieważ wszystkie pamiątki zabrał ze sobą do Austrii. Mieszkał w Kitzbühel, tam miał najlepsze warunki do trenowania – w okolicy aż roiło się od stoków o różnym stopniu trudności. Kiedy Henrik przeprowadzał się, rozważał wyjazd do Stanów, ale ostatecznie zrezygnował, gdyż Ameryka była zdecydowanie za daleko od rodzinnej Norwegii.
Dźwięk przychodzącego połączenia wybudził ją z transu. Obserwowała zdjęcie kontaktu oraz literki, tworzące imię rozmówcy. Wstrzymała oddech, wciąż będąc niepewną, czy chciała odebrać. Powinna trzymać dystans, ale przecież była tylko słabą kobietą, która uległa pożądaniu.
― Tullippe – jego głos wywoływał ciarki. – Nie masz pojęcia jak za tobą tęskniłem.
Było już naprawdę późno. Dziewczynie zamykały się oczy, wręcz spała na stojąco, jednak chciała porozmawiać z nim, choć przez kilka sekund, usłyszeć jego głos, poddać się zapewnieniom chłopaka, że bardzo za nią tęsknił. Wiedziała, że ich relacja nie powinna istnieć, jednak coś ciągnęło ją do niego, sprawiało, że nie mogła o nim zapomnieć. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak bezmyślnie postępowała, ale brnęła w zaparte, ponieważ on stał się dla niej zbyt ważny.

***
Are there some aces up your sleeve? Have you no idea that you're in deep? I've dreamt about you nearly every night this week How many secrets can you keep?

4 komentarze:

  1. Kenneth, Lillehammer, zostaję tu :)) . W dodatku Henrik <3 . Rozdział cudowny. Zapowiada się ciekawe opowiadanie ;) . Życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć :D
    Jestem :D Dziękuję za zaproszenie :D
    Powiem szczerze, że zaciekawiła mnie ta historia. Czyżby niedozwolony romans?
    Och, robi się nieprzyzwoicie, a to jest ciekawe w takich historiach :D
    Co prawda, z prologu można wywnioskować jak historia się zakończy, ale nie wyprzedzajmy faktu :D
    Czekam niecierpliwie na następny :D
    Byłabym też wdzięczna za informowanie :)
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde, zazdroszczę Ci stylu pisania, uwielbiam opisy, dialogi, wszystko!
    Myślę, że z takim kierowcą jakim jest Kenneth czułabym się bezpiecznie :D
    Tulli i Henrik aka kochające się rodzeństwo
    Czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Istna z ciebie bestia! Uwielbiam sposób twojego pisania. Świetne opowiadanie, Tulli jest naprawdę genialną postacią i chciałabym poznać lepiej jej relacje z Kennethem :)))

    OdpowiedzUsuń