Uwielbiała
położenie domu rodziny Kristoffersen. Ze swojego pokoju widziała
aktualnie przykryte grubą warstwą lodu jezioro. Dzieci świetnie
bawiły się. Jeździły na łyżwach – możliwe, że wyrosną z
nich hokeiści, łyżwiarze figurowi lub szybce, jeśli uznają biegi
narciarskie za coś nie dla nich. W Norwegii wszystko kręciło się
wokół sportów zimowych, to prawda. To normalne, żeby każde
dziecko liznęło choćby jednej z tak dużej gamy dyscyplin – do
wyboru, do koloru.
Gdy
przechodziła na drugą stronę domu – do pokoju brata – widziała
ośnieżone stoki gór. Z sypialnia rodziców – znajdowała się po
prawej stronie po wyjściu z królestwa dziewczyny – rozciągał
się widok na szkółkę mamy. Kobieta kochała rośliny i po
przeprowadzce tutaj zaczęła traktować swoją pasję jako sposób
na życie. Hemsedal to dziura zabita dechami. Jedynie stoki
narciarskie zachęcały turystów, żeby odwiedzić tę wieś. Może
również one przyciągnęły jej rodziców, ponieważ nie widziała
innego argumentu dla przeprowadzki z położonego dwadzieścia
kilometrów od Oslo Lørenskog.
Za
oknem prószył śnieg. Białe płatki okrywały okolicę – dorodne
świerki, zepsutą altanę, której dach miał zostać naprawiony
jeszcze jesienią, czy wiatę na narzędzia. Jej samochód również
zaczął zlewać się z otoczeniem. Mogła wyjść i przestawić go,
jednak była zbyt leniwa, a temperatura nie zachęcała do
wyściubienia nosa poza dom. Trudno, będzie musiała odśnieżyć
pojazd przed odjazdem. Nie planowała zostać na noc, mimo że
czekały ją prawie trzy godziny podróży, choć jej mama nalegała,
dziewczyna pozostawała nieugięta. Wolała wrócić do mieszkania
niż spędzić więcej czasu w towarzystwie najbliższych.
Oczywiście, kochała ich, ale co za dużo, to niezdrowo.
Krystal
uwielbiała pytania o życie osobiste swoich dzieci, dlatego obydwoje
często zmywali się jak najszybciej mogli. Dopingowała, wspierała,
pokazywała świat – zupełne przeciwieństwo ojca. Dla Larsa
liczyły się tylko ich osiągnięcia – wcześniej stopnie w
szkole, wygrane konkursy przedmiotowe, a teraz zarobki, czy pozycja w
społeczeństwie. Lubił chwalić się sąsiadom czego dokonały jego
dzieci. Choć kochał je, nigdy im tego nie pokazał. Zawsze zimny,
wymagający, jednak w jakiś pokręcony sposób troszczył się o
nich. Henrik był jej młodszą kopią. Obydwoje nie mieli pojęcie w
kogo się wdali. Ich charaktery, czy wygląd – uroda typowo
skandynawska, blond włosy, niebieskie oczy – to mieszanka matki
oraz ojca. Przepełniała ich odwaga, chęć podejmowania nowych
wyzwań. Lubili ryzyko, ale cenili bezpieczeństwo. Bardzo dobrze się
uczyli, mimo że nienawidzili szkoły. Ona uwielbiała przedmioty
ścisłe, jej brat matematykę, a przede wszystkim sport.
Zsunęła
się z parapetu, ponieważ mama zawołała domowników na wigilijną
kolację. Odłożyła telefon na biurko, rezygnując z ciągłego
oczekiwania na odpowiedź. Wyciągnęła z szafki podarunki, które
umieściła tam zaraz po przyjeździe z samego rana, i zbiegła po
schodach. Jej nozdrza otulił tak dobrze znany zapach lasu, który
wypełniał cały dom. Krystal uwielbiała rośliny, dlatego zadbała,
żeby wciąż czuć ich woń. Tym razem wymieszał się z aromatami
pochodzącymi z kuchni, jednak wciąż czuła jakby znajdowała się
na łonie natury, a nie w przytulnym wnętrzu rodzinnej chaty.
Brakowało jedynie odgłosów wydawanych przez zwierzęta.
Weszła
do przestronnego salonu, urządzonego, zresztą tak samo jak cały
dom, w stylu skandynawskim. Meble została wykonane z jasnego drewna,
a kanapy obite białym materiałem. Ściany jej tata własnoręcznie
pomalował na kolor kawy z mlekiem, mlecznej czekolady, czy beżowy.
Na licznych półeczkach stały rodzinne zdjęcia lub dyplomy Tulli
oraz Henrika. Krystal wraz z Larsem zadbali, żeby były dobrze
widoczne – lubili chwalić się swoimi pociechami, ale który
rodzic nie robił tego.
Ułożyła
pakunki obok pozostałych pod ogromną choinką, którą ubierali,
gdy rodzina wreszcie była w komplecie. Stanęła przy swoim miejscu,
uśmiechając się. Krystal zaczęła tradycyjnie od podziękowania
za ostatni rok i miała nadzieję, że w końcu ich grono powiększy
się o małe szkraby – tak, jej mama chciała już zostać babcią.
Henrik wywrócił oczami na słowa kobiety. Nie lubił, kiedy ktoś
wywierał na nim presję. Wtedy chciał po prostu zrobić tej osobie
na złość, a pani Kristoffersen wciąż wierciła mu dziurę w
brzuchu. Inna sprawa, że nie poznał jeszcze tej jedynej, z którą
mógłby założyć rodzinę. Na razie wolał skupić się na
osiąganiu jak największych sukcesów w swojej dyscyplinie –
Henrik zawodowo ścigał się na nartach. Wprawdzie był jeszcze
młody to jego mama i tak chciałaby, żeby miał już dzieci.
Sytuacja
Tulli prezentowała się zgoła inaczej. Wszyscy sądzili, że była
wolnym strzelcem, wciąż szukającym księcia z bajki, oddana swojej
pracy, za bardzo lubiąca podróżowanie po świecie, zbyt skupiona
na perfekcyjnym wypełnieniu swoich obowiązków. Nie miała czasu na
uczucia, czy chłopaka. Nie pozwalała miłości wtargnąć do
swojego życia.
―
Jak tam w pracy? – zaczął tata. Nie mogła powiedzieć, że nie
spodziewała się tego. – Kiedy wyjeżdżasz?
―
Dzień po świętach – powiedziała, jedząc kaczkę. – Jestem
zadowolona z mojej pracy. Daje mi radość.
―
Ale mogłabyś zostać już w Norwegii, a nie wciąż jeździć po
świecie. Raz jesteś w Austrii, raz w Szwajcarii, a jeszcze w inny
weekend w Rosji. Przecież ty nie masz czasu na życie towarzyskie!
―
Henrik oglądałam twoje zwycięstwo we Włoszech. Spektakularne,
muszę przyznać – uśmiechnęła się do brata, mając nadzieję,
że mama nie wróci do poprzedniego tematu.
Oparł
głowę na dłoni, próbując wyłączyć się ze słuchania
opowieści swojej dziewczyny. Przymknął oczy, mając dosyć
piskliwego głosu blondynki. Nie mógł już posłużyć się wyjściem do toalety,
ponieważ już skorzystał z tej opcji. Grzebał idealnie
wypolerowanym, prawdopodobnie świeżo kupionym, widelcem w jedzeniu,
próbując przymusić się do zjedzenia czegokolwiek. Przeklinał
panią domu za danie wolnego kucharzom właśnie w tamten dzień. Ona
powinna trzymać się od kuchni z daleka.
Obiecał
Elsie, że spędzi część Wigilii wraz z nią, a później pojedzie
do rodziców. Nie chciał w ten sposób spędzać tego dnia, ale za
bardzo nie miał wyboru. Próbował jak najszybciej skończyć
posiłek i wrócić do domu na prawdziwą świąteczną kolację,
jednak jedzenie nie mogło przejść mu przez gardło. Gospodyni była
straszną kucharką. Nawet najprostsze danie okazywało się dla niej
za trudne, jednak jej to nie zrażało. Wciąż gotowała – mały
móżdżek nie pojmował, że nikomu to nie smakowało. W tym
wypadku, oraz jej córki, zgadzało się powiedzenie o głupocie
blondynek. Leis miała większe usta niż poziom IQ. Matjas został
ze swoją małżonką ze względu na majątek, który odziedziczyła po rodzicach. Tak, ten facet kochał pieniądze. Po za tym on nie
zaliczał się do modeli, a w jego mniemaniu ta kobieta mogła być
piękna, ponieważ w ich wypadku to na pewno nie mogła być miłość.
―
Zróbmy sobie zdjęcie – usłyszał skrzek Elsy zbyt blisko swojego
ucha.
Zaklaskała
w dłonie, wsuwając się na kolana chłopaka. Ułożyła swoje za
bardzo napompowane usta w dzióbek na policzku Kennetha i zamarła w
takiej pozycji aż to momentu, w którym jej matka zrobiła
wystarczającą ilość zdjęć. Skoczek narciarski z całych sił
próbował nie zepchnąć z siebie Elsy. Liczył, że chociaż
na jednej fotografii nie będzie miał grymasu na twarzy, a coś na
kształt wymuszonego uśmiechu. Zorientował się w planach tlenionej
blondynki. Chciała opublikować to na wszystkich swoich kontach na
portalach społecznościowych, aby obserwatorzy zazdrościli jej
chłopaka, pieniędzy, życia, czy czegokolwiek.
Podziękował
za posiłek. Wykręcił się rodzicami, mówiąc, że na pewno już
na niego czekali. Skomplementował kurczaka, choć powinien
zwymiotować go na drogie buty pani domu. Pożegnał się z Elsą pod
bacznym spojrzeniem jej ojca. Nie omieszkał przytulić dziewczyny.
Nawet zaryzykował złapanie jakieś choroby – nie wiedział, co
blondynka robiła i z kim – całując niezbyt zachęcające usta
pomalowane krwisto czerwoną szminką. Zatrzasnął mahoniowe drzwi,
wdychając zimne powietrze. W środku kręciło mu się w głowie od
zapachu perfum, przypominających powodujące wymioty oraz zawroty
głowy kadzidła. Nie miał pojęcia jak takie coś można było
używać. Wsiadł do swojego auta, chcąc jak najszybciej opuścić
to miejsce. Zadzwonił do mamy, informując ją o wyjeździe oraz
odpowiedział na wszystkie wiadomości z okazji świąt.
Nie
przepadał za tym czasem w roku. Jasne, wtedy miał teoretycznie
wolne od treningów, ale sportowcy mają to do siebie, że długo nie
wytrzymają bez wysiłku fizycznego. Zaraz po świętach przychodził
Turniej Czterech Skoczni. Trener oczekiwał od swoich podopiecznych
jak najlepszych wyników, zważając na formę drużyny w tym
sezonie. Czterech Norwegów uplasowało się w pierwszej dziesiątce
klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, w dwudziestce było ich
sześciu – jako drużyna zmiatali pozostałe reprezentacje. Dlatego
nikt nie miał za złe trenerowi nadziei. Ostatni raz statuetka
powędrowała do Norwegii za sprawą Andersa Jacobsena w dwa tysiące
szóstym roku.
Jechał
oświetloną jedynie przez ustawione w równych odstępach latarnie
drogą. Opady śniegu nie pogorszyły warunków. Norwegowie
znakomicie umieli radzić sobie z takim utrudnieniem. Pługi, czy
piaskarki wyjeżdżały nawet w święta. Współczuł ludziom,
którzy musieli zostawić rodzinę dla pracy. Pewnie woleliby
siedzieć w ciepłym domu niż odśnieżać drogi, jednak mieli
przynajmniej jakieś źródło zarobków.
Kenneth
zaliczał się do kierowców, którzy nie bardzo przejmowali się
ograniczeniami. Jego jazda była bezpieczna, ponieważ skoczek za
kierownicą czuł się bardzo pewnie, ale często ryzykował. Miał
swoje zasady. Nie wsiadał za kółko, gdy wypił więcej niż
powinien alkoholu. Nie szalał również podczas fatalnych warunków.
Lubił poślizg kontrolowany, jednak obiecał swojej matce, że nie
będzie go robił, gdy asfalt pokryje lód, choć właśnie wtedy tak
zwany drift wychodził najlepiej.
Słuchał
norweskiego radia, w którym akurat rozmawiali o nadchodzącym Tour
de Ski oraz Turnieju Czterech Skoczni. Dziennikarze wymienili swoich
faworytów. Kenneth zdziwił się, kiedy usłyszał również swoje
nazwisko. Jasne, ten sezon był w jego wykonaniu najlepszy, ale wielu
innych skoczków prezentowało się lepiej. Może stwierdzicie, że
nie wierzył w swoje umiejętności. Nie, on po prostu znał swoje
miejsce w szeregu i choć bardzo chciałby zdobyć złotego orła, to
na pewno nie stanie się to w tym sezonie.
Zatrzymał
się pod wiatą na posesji rodzinnego domu, żeby przez noc śnieg
nie przykrył całkowicie jego auta. Tak, zaliczał się do grona
tych facetów, którzy mogli kochać swój samochód bardziej niż
kobietę. Dbał o niego jak o najdroższe na świecie diamenty.
Pilnował, żeby żadna rysa nie pojawiła się na karoserii. Mył
często pojazd, aby ten zawsze lśnił. To była miłość. Wiedział,
że nigdy go nie skrzywdzi, nie złamie serca. Związek idealny można
by powiedzieć.
Sięgnął
po telefon, leżący na skórzanych siedzeniu pasażera. Mała dioda
informowała go o tym, że ktoś do niego dzwonił. Wybrał numer tej
osoby, ale tym razem to ona nie odbierała. Westchnął i postanowił
napisać wiadomość. Wysłał jeszcze jedną z życzeniami
świątecznymi do tego samego adresata. Wyszedł z samochodu, a zimne
podmuchy wiatru uderzyły prosto w twarz Norwega. Płatki śniegu
padały wprost na jego buzię, utrudniając widoczność. W końcu
udało mu się dotrzeć do piętrowego budynku, który mógł nazwać
domem rodzinnym. Kurtkę, torbę ze swoimi rzeczami oraz mokre buty
zostawił w przedpokoju. Prezenty ustawił pod choinką i przywitał
się z rodzicami.
―
Powinieneś ją zostawić, synu – to były pierwsze słowa jakie
ktokolwiek powiedział.
Jej
bratu bardzo spodobała się opcja szybszego powrotu. Jako pierwszy
wybiegł z rodzinnego domu. Usadowił się na miejscy pasażera,
czekając na Tulli. Dziewczyna zaprosiła jeszcze rodziców na
jutrzejszy obiad i włożyła do bagażnika torbę z ciastem od mamy.
Odpaliła swoje ukochane auto, włączając radio. Henrik odpłynął
po przejechaniu kilku kilometrów. Nigdy nie miał problemów ze snem
w różnego rodzaju środkach lokomocji. Jako dziecko często mógł
zasnąć jedynie w samochodzie i tata jeździł z nim po okolicy,
puszczając swoje ulubione płyty.
Założyła
okulary, wzrok wraz z każdym przejechanym kilometrem coraz bardziej
ją zawodził. Oparła rękę o drzwi, wzdychając. Lubiła
samotność, ale ostatnimi czasy miała jej już dość. Chwile
spędzone sam na sam zawsze okazywały się bardzo cenne. Mogliśmy
przemyśleć swoje zachowanie. Rozważyć błędy, wyciągnąć z
nich lekcje, docenić zwycięstwa, przełknąć gorycz porażki. Ona
męczyła się przechodzeniem tego wszystkiego bez niczyjej pomocy.
Chciała uwagi ze strony mężczyzn. Potrzebowała tej troski,
wsparcia, zaufania, a przede wszystkim miłości.
Zastanawiała
się, czy nie obudzić Henrika. Nie miała pojęcia, kiedy ponownie
spotkają się, jednak wiedziała jak bardzo lubił sen. Mimo to
postanowiła zaryzykować. Kilka razy wypowiedziała imię brata,
uderzając go w bark. W końcu blondyn obudził się i nie wyglądał
na zadowolonego. Miłość do spania w ich rodzinie była
prawdopodobnie dziedziczna.
―
Tulli, ty mało suko – wysyczał, ciskając w nią piorunami.
―
Nie pozwalaj sobie, śpiąca królewno. Pamiętaj, kto jest starszy i
do kogo należy ten samochód.
Henrik
jak obrażony pięciolatek obrócił się w kierunku szyby z
założonymi rękami na klatce piersiowej. Zadarł podbródek do
góry, udając swoją złość na siostrę. Choć tak naprawdę miał
to w gdzieś. Byli rodzeństwem, które szybko sobie wybaczało, nie
umieli długo się na siebie gniewać. Choć wcześniej zdarzały im
się dość poważne kłótnie o jakąś błahostkę lub o sprawę
wagi państwowej to i tak nie mieli problemów z zakopaniem topora
wojennego.
―
Okej, teraz nie ma mamy. Mi chyba możesz powiedzieć, kogo ostatnio
wyrwałeś – stwierdziła, spoglądając na młodszego brata.
―
Jestem wolnym strzelcem – przyznał, zmieniając utwór. –
Nienawidzę tej piosenki. Kojarzy mi się z jednorożcami i tego typu
gównem.
―
Więc jesteś typem faceta, który ma laskę na jedną noc?
―
Co mogę ci powiedzieć, mężczyźni mają swoje potrzeby.
Owinęła
się mocniej swoim ulubionym kocem. Bawiła się telefonem,
zastanawiając się, czy to był dobry pomysł. Stała przy oknie w
swojej sypialni, podziwiając Lillehammer nocą. Wciąż uważała,
że przeprowadzka tutaj okazała się znakomitym pomysłem. Wprawdzie
edukację zakończyła w Oslo, to nie mogła tam mieszkać. Hemsedal
też nie było dla niej. Nie nadawała się do zajmowania się
gospodarstwem, jeżdżenia do innych miasteczek, żeby zrobić zakupy
w supermarkecie lub centrum handlowym. Stolica Norwegi to piękne
miasto, jednak to w Lillehammer się zakochała, tutaj czuła się
najlepiej.
Jej
brat słodko spał w pokoju gościnnym, który praktycznie należał
do niego. Przechowywał w nim nawet sprzęt narciarski, gdyby naszła
go ochota na jazdę w Lillehammer. Henrik żył tym sportem. Jego
życie kręciło się wokół niego. Musiał wiele poświęcić dla
sukcesów – nie spędzał dużo czasu z rodziną, a w szczególności
z siostrą, nie mógł imprezować aż tyle, co przeciętny młody
dorosły, ograniczała go dieta. Miał mieszkanie w Norwegii, ale
właściwie go nie używał. Stało puste, a kurz zbierał się na
meblach. Nie miał w nim nawet swoich rzeczy osobistych, ponieważ
wszystkie pamiątki zabrał ze sobą do Austrii. Mieszkał w
Kitzbühel,
tam miał najlepsze warunki do trenowania – w okolicy aż roiło
się od stoków o różnym stopniu trudności. Kiedy Henrik
przeprowadzał się, rozważał wyjazd do Stanów, ale ostatecznie
zrezygnował, gdyż Ameryka była zdecydowanie za daleko od rodzinnej
Norwegii.
Dźwięk
przychodzącego połączenia wybudził ją z transu. Obserwowała
zdjęcie kontaktu oraz literki, tworzące imię rozmówcy. Wstrzymała
oddech, wciąż będąc niepewną, czy chciała odebrać. Powinna
trzymać dystans, ale przecież była tylko słabą kobietą, która
uległa pożądaniu.
―
Tullippe – jego głos wywoływał ciarki. – Nie masz pojęcia jak
za tobą tęskniłem.
Było
już naprawdę późno. Dziewczynie zamykały się oczy, wręcz spała
na stojąco, jednak chciała porozmawiać z nim, choć przez kilka
sekund, usłyszeć jego głos, poddać się zapewnieniom chłopaka,
że bardzo za nią tęsknił. Wiedziała, że ich relacja nie powinna
istnieć, jednak coś ciągnęło ją do niego, sprawiało, że nie
mogła o nim zapomnieć. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak
bezmyślnie postępowała, ale brnęła w zaparte, ponieważ on stał
się dla niej zbyt ważny.
***
Are there some aces up your sleeve? Have you no idea that you're in deep? I've dreamt about you nearly every night this week How many secrets can you keep?
Kenneth, Lillehammer, zostaję tu :)) . W dodatku Henrik <3 . Rozdział cudowny. Zapowiada się ciekawe opowiadanie ;) . Życzę weny
OdpowiedzUsuńCześć :D
OdpowiedzUsuńJestem :D Dziękuję za zaproszenie :D
Powiem szczerze, że zaciekawiła mnie ta historia. Czyżby niedozwolony romans?
Och, robi się nieprzyzwoicie, a to jest ciekawe w takich historiach :D
Co prawda, z prologu można wywnioskować jak historia się zakończy, ale nie wyprzedzajmy faktu :D
Czekam niecierpliwie na następny :D
Byłabym też wdzięczna za informowanie :)
Pozdrawiam :D
Kurde, zazdroszczę Ci stylu pisania, uwielbiam opisy, dialogi, wszystko!
OdpowiedzUsuńMyślę, że z takim kierowcą jakim jest Kenneth czułabym się bezpiecznie :D
Tulli i Henrik aka kochające się rodzeństwo
Czekam na kolejny rozdział <3
Istna z ciebie bestia! Uwielbiam sposób twojego pisania. Świetne opowiadanie, Tulli jest naprawdę genialną postacią i chciałabym poznać lepiej jej relacje z Kennethem :)))
OdpowiedzUsuń